Rok temu mówił pan, że bessa osiągnie swoje dno pod koniec 2012 r. lub na początku 2013 r.
W prezentacji na 2012 r. wskazaliśmy, że dołki rynku niedźwiedzia na świecie powinny przypaść w okresie 2012 – 2016. Jednym z prawdopodobnych wariantów była eskalacja kryzysu na przełomie 2012 i 2013, tak się nie stało. Jednak cały czas uważamy, że dno jest przed nami, a nie za nami – zostało po prostu przesunięte w czasie. Nasze poglądy w ciągu ostatniego roku nie zmieniły się. Jesteśmy w strukturalnej bessie, najlepszą strategią inwestycyjną jest konserwatyzm, unikanie nadmiernego ryzyka.
Dlaczego pan tak uważa?
Kryzysy i bessy kończą się jakościowym przełomem w gospodarce, którego wciąż nie było, oraz skrajnie niskimi wycenami. Co do jakościowego przełomu: zadłużenie największych gospodarek świata jest rekordowe w historii w czasach pokoju, podobnie jak na szczytach są ceny żywności i energii, rozwinięte społeczeństwa muszą się zmierzyć z „dziurą" demograficzną, nie następuje przy tym wzrost produktywności, który mógłby to zadłużenie i demografię pokryć.
Do tego dodajmy ekstatyczne wręcz nastawienie inwestorów instytucjonalnych do rynku akcji. Nie jest to tylko ewenement polski. Merrill Lynch podaje, że ekspozycja na akcje funduszy hedgingowych jest teraz najwyższa od 2007 r., według Credit Suisse jest ona najwyższa od lata 2011 r. Optymizm zarządzających funduszami w USA, ich apetyt na ryzyko, jest na poziomie z 2007 roku. Poszukiwanie ryzyka jest powszechne, także dlatego, że działania banków centralnych sprawiły, że inwestorom wydaje się, że ryzyka już nie ma. Niestety oznacza to, że tym bardziej ono jest. Niski poziom miar kompresji ryzyka jest wskazany w hossie, w strukturalnej bessie jest niebezpieczny i zapowiada spadki.