O losach franka zadecyduje strefa euro

Z początkiem roku frank szwajcarski wyraźnie osłabił się wobec euro. Ale niewielu analityków oczekuje jego dalszej deprecjacji. Mówią raczej o?stabilizacji na nowym poziomie

Aktualizacja: 15.02.2017 07:50 Publikacja: 03.02.2013 15:00

Thomas Jordan, prezes Szwajcarskiego Banku Narodowego, uważa, że frank nadal jest przewartościowany.

Thomas Jordan, prezes Szwajcarskiego Banku Narodowego, uważa, że frank nadal jest przewartościowany.

Foto: Bloomberg

Jeszcze kilka miesięcy temu od analityków można było usłyszeć, że na wyjątkowo zmiennym rynku walutowym jednym z nielicznych pewników jest ten, że kurs franka szwajcarskiego utrzyma się w pobliżu 1,20 za euro. Spadkowi tego kursu (umocnieniu franka) poniżej tego poziomu od września 2011 r. aktywnie przeciwdziałał Szwajcarski Bank Narodowy (SNB). Jednocześnie niepewność na rynkach i status franka jako bezpiecznej przystani zdawała się gwarantować, że kurs ten mocno nie wzrośnie. Dziś z tej pewności niewiele zostało.

Za jedno euro trzeba teraz zapłacić około 1,24 franka, w porównaniu z niespełna 1,21 na początku roku. To oznacza, że helwecka waluta osłabiła się wobec euro o około 3 proc. W tym czasie kilka jednostek płatniczych osłabiło się jeszcze bardziej – np. południowoafrykański rand o 8 proc., a jen o 6,5 proc. – ale deprecjacja franka i tak wzbudziła dużo emocji. Wcześniej przez cały rok wykres kursu euro we frankach był poziomą prostą. Wybicie z tego trendu było więc bardzo gwałtowne i wielu analityków wyraźnie zaskoczyło. O ile między początkiem grudnia i początkiem stycznia średnie prognozy dla kursu EUR/CHF się nie zmieniły – w połowie 2013 r. euro miało kosztować 1,21 franka – to w pierwszych tygodniach roku zostały one skorygowane. Dziś średnia prognoza to 1,23 franka za euro na koniec II kwartału. Ale analitycy przyznają, że jest ona obarczona dużą dozą niepewności.

Opinie na temat tego, w jakim kierunku kurs franka będzie zmierzał, różnią się m.in. w zależności od diagnozy dotychczasowej deprecjacji helweckiej waluty.

Uspokojenie to nie wszystko

– Osłabienie franka akurat z początkiem stycznia było dość niespodziewane. Nie było widać wtedy fundamentalnych podstaw, które by to uzasadniały – mówi Krzysztof Wołowicz, szef działu analiz TMS Brokers.

Oczywiście, za główną przyczynę deprecjacji helweckiej waluty analitycy uznają poprawę nastrojów na rynkach finansowych i związany z nią spadek zainteresowania inwestorów „bezpiecznymi przystaniami", takimi jak jen i frank. Ale uspokojenie na rynkach jest widoczne już od lata ub.r. Analitycy wiążą je często z deklaracją przewodniczącego Europejskiego Banku Centralnego Mario Draghiego, że zrobi wszystko, aby zapobiec rozpadowi strefy euro. Od tego czasu wspólna europejska waluta konsekwentnie się umacnia wobec dolara i jena, a rentowności obligacji zadłużonych państw Eurolandu maleją. Dlaczego więc kurs euro we frankach zaczął rosnąć z kilkumiesięcznym opóźnieniem?

Część ekspertów wskazuje, że powodem trzymania kapitału w bezpiecznych przystaniach nie był tylko kryzys fiskalny w strefie euro, ale też niepewność związana z klifem fiskalnym w USA. Tym terminem określano gwałtowne podwyżki podatków i cięcia wydatków, które mogły tam wejść życie z początkiem 2013 r. Pesymiści oceniali, że mogło to odjąć nawet 5 procent z tegorocznego amerykańskiego PKB. Tamtejsi politycy dopiero w ostatniej chwili klif mocno złagodzili.

– Niedawno kilka szwajcarskich banków ogłosiło ujemne oprocentowanie mniejszych depozytów, co stłumiło napływ kapitału do Szwajcarii – dodaje John Hardy, analityk walutowy Saxo Banku. Największe helweckie instytucje, UBS i Credit Suisse, zdecydowały się w grudniu na pobieranie opłat za niektóre powierzone im depozyty. Chciały w ten sposób powstrzymać napływ gotówki, której nie były w stanie rentownie ulokować. Według Hardy'ego to spotęgowało efekty mniejszego zainteresowania inwestorów bezpiecznymi przystaniami. Ale to wyjaśnienie nie wszystkich przekonuje. – Według mnie oprocentowanie depozytów w szwajcarskich bankach nie ma znaczenia dla tych, którzy chcą tam chronić kapitał. Nawet jeśli oprocentowanie jest dodatnie, ale bliskie zera, inwestorzy i tak ponoszą straty w ujęciu realnym – tłumaczy „Parkietowi" Lutz Kapowitz, analityk walutowy Commerzbanku.

Także Sebastien Galy z Societe Generale wskazuje, że kapitał wcale ze Szwajcarii jak dotąd nie odpływa, co sugeruje, że ujemne oprocentowanie depozytów nie działa. – Pierwsza fala deprecjacji franka była spowodowana zamykaniem pozycji na rynku opcji walutowych. Dopiero druga może być związana ze zmniejszaniem przez zagraniczne podmioty frankowych pozycji w Szwajcarii – mówi „Parkietowi" Galy. Podobnego zdania jest główny analityk TMS Brokers. Według niego z początkiem roku część inwestorów mogła zmienić udziały poszczególnych walut w swoich portfelach.

SNB coraz ostrożniejszy

– W związku z tym, że deprecjacja franka była tak nagła, w krótkiej perspektywie nie spodziewam się jego dalszego osłabienia. Przez najbliższe dwa, trzy miesiące będziemy raczej mieli do czynienia ze stabilizacją kursu franka w okolicy 1,24–1,25 za euro – uważa Krzysztof Wołowicz. – W dalszej perspektywie, do końca roku, ten kurs może wzrosnąć do 1,30, ale oczywiście przy założeniu, że sytuacja w strefie euro będzie się normowała – zastrzega.

Podobnego zdania jest John Hardy. – W kolejnych miesiącach dalsza deprecjacja franka będzie uzależniona przede wszystkim od sytuacji w Europie. Jeśli nic się nie zmieni i silny apetyt na ryzykowne aktywa będzie się utrzymywał, frank może się nadal lekko osłabiać. Ale istnieje poważne ryzyko, że Unia znów popadnie w tarapaty związane z sytuacją w Hiszpanii. Dlatego wydaje mi się bardziej prawdopodobne, że zwyżka kursu EUR/CHF wygaśnie i będzie on oscylował w paśmie 1,20–1,25 – mówi analityk Saxo Banku. Ankietowani przez agencję Bloomberga eksperci przewidują średnio, że na koniec tego roku kurs ten będzie wynosić 1,24, czyli tyle samo, ile dziś.

Bardziej optymistyczni są eksperci Societe Generale. – Kurs euro we frankach może w tym roku przebić 1,30, zanim się ustabilizuje

– wskazuje Sebastien Galy. Jak tłumaczy, szwajcarskie instytucje zarządzające pieniędzmi zamożnych klientów jeszcze nie w pełni przebudowały swoje portfele w kierunku aktywów ryzykownych. Wraz z postępem tego procesu oraz zamykaniem przez zagranicznych inwestorów długich pozycji we franku waluta ta będzie się osłabiała. Docelowo, inwestorzy znów zaczną ją wykorzystywać do transakcji carry trade (polegają na pożyczeniu pieniędzy tam, gdzie stopy procentowe są niskie, i zainwestowaniu ich tam, gdzie stopy procentowe są wyższe), co jeszcze bardziej ją osłabi.

Tego zresztą życzy sobie zarówno szwajcarski rząd, jak i tamtejszy bank centralny. Jak wskazują, przy obecnym kursie wobec euro frank jest nadal mocno przerwartościowany. W latach 2001-2008, czyli przed silną aprecjacją helweckiej waluty, euro kosztowało średnio 1,54 franka. Dlatego część analityków uważa, że SNB może wykorzystać osłabienie franka, aby podwyższyć minimalny, akceptowany kurs EUR/CHF np. do 1,25 albo 1,30. To by oznaczało, że nawet w razie eskalacji kryzysu w Eurolandzie kurs ten nie wróciłby do 1,20.

– To mało prawdopodobne, m.in. dlatego, że trudno byłoby Szwajcarii wytłumaczyć to Europie, zwłaszcza Niemcom – wskazuje jednak Galy. Z kolei Kapowitz wskazuje, że w razie eskalacji kryzysu w Eurolandzie obrona kursu euro we frankach na wyższym niż dotąd poziomie wymagałaby od SNB jeszcze agresywniejszych interwencji na rynkach walutowych. A to oznaczałoby dalszy wzrost jego rezerw dewizowych, które na koniec 2012 r. sięgały równowartości 427,2 mld franków. To ponaddwukrotnie więcej niż jesienią 2011 r., gdy SNB rozpoczął obronę kursu EUR/CHF na poziomie 1,20. Tymczasem skup dewiz przez SNB jest równoważny dodrukowi pieniądza. I choć Szwajcarii wciąż nie grozi wybuch inflacji, niepokojąco szybko drożeją tam nieruchomości. – Dlatego jeśli kryzys fiskalny w strefie euro się zaostrzy, frank znów szybko umocni się w kierunku 1,20 za euro – wskazuje Kapowitz.

[email protected]

Niewielka szansa na ulgę dla zadłużonych we frankach

Teoretycznie złoty powinien umacniać się wobec euro wraz ze wzrostem apetytu inwestorów na ryzyko, a jednocześnie frank powinien się wobec euro osłabiać. To oznacza, że zwyżka kursu złotego wobec franka powinna być jeszcze wyraźniejsza niż zwyżka kursu euro wobec franka. Ale w ostatnich tygodniach ta teoretyczna zależność nie występowała. Za franka wciąż trzeba zapłacić 3,39 zł, tyle co miesiąc temu. Tyle samo frank kosztował też w lipcu, gdy na rynki finansowe zaczął powracać apetyt na ryzyko. Dlaczego? – Ma to związek z czynnikami wewnętrznymi. Ostatnio z Polski napływały naprawdę rozczarowujące dane makroekonomiczne. Z powodu tego spowolnienia gospodarczego, mamy obecnie raczej niedźwiedzi stosunek do złotego – mówi Thu Lan Nguyen, analityk walut Europy Środkowo-Wschodniej w Commerzbanku. Według niej, w połowie br. za euro będzie trzeba zapłacić 4,20 zł, tyle samo, co dziś. – Ale w dłuższej perspektywie złoty ma naszym zdaniem duży potencjał do aprecjacji wobec euro, a więc jeszcze większy wobec franka – dodaje. Tego samego zdania jest Krzysztof Wołowicz, szef działu analiz TMS Brokers. – Postrzeganie Polski na tle innych krajów naszego regionu pogorszyło się po serii słabych danych makroekonomicznych w IV kwartale 2012 r. – tłumaczy. – Spowolnienie gospodarcze wywiera silną presję na Radę Polityki Pieniężnej, aby kontynuowała obniżki stóp procentowych. W efekcie inwestorzy oczekują dalszego zawężania się dysparytetu stóp procentowych między Polską a strefą euro, USA czy Szwajcarią. A to sprawia, że?atrakcyjność złotego maleje – dodaje. Jednak według głównego analityka TMS Brokers, jeśli kryzys w eurolandzie się nie pogłębi, w II?połowie roku złoty może się umocnić. – Trzeba jednak pamiętać o tym, że NBP nie zależy na silnym złotym – wskazuje. Na spadek kursu franka w złotych nie liczy John Hardy, analityk walutowy w Saxo Banku.– Ponieważ nie spodziewam się dużych wahań kursu EUR/CHF, nie sądzę, aby zmiany kursu CHF/PLN odbiegały mocno od zmian EUR/PLN. To znaczy, że skoro euro umocni się wobec złotego, to frank też się umocni w podobnym stopniu – wskazuje. – Jeśli Szwajcarski Bank Narodowy podwyższy broniony kurs EUR/CHF, a dobre nastroje na rynkach utrzymają się dłużej, niż oczekuję, kurs franka w złotych może w najbliższych miesiącach spaść w kierunku 3,25. Później znów jednak wróci w okolicę 3,50 lub wyżej – mówi Hardy. Ankietowani przez agencję Bloomberga analitycy średnio oczekują, że w połowie roku za franka szwajcarskiego będzie trzeba zapłacić 3,37 zł. Pod koniec 2013 r. kurs ten ma oscylować wokół 3,27.

Gospodarka
Donald Tusk o umowie z Mercosurem: Sprzeciwiamy się. UE reaguje
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Gospodarka
Embarga i sankcje w osiąganiu celów politycznych
Gospodarka
Polska-Austria: Biało-Czerwoni grają o pierwsze punkty na Euro 2024
Gospodarka
Duże obroty na GPW podczas gwałtownych spadków dowodzą dojrzałości rynku
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Gospodarka
Sztuczna inteligencja nie ma dziś potencjału rewolucyjnego
Gospodarka
Ludwik Sobolewski rusza z funduszem odbudowy Ukrainy