Tymczasem grać i zarabiać na hossie mającej miejsce w Nowym Jorku czy Frankfurcie można także za pomocą instrumentów notowanych na warszawskiej giełdzie. Taką możliwość dają ETF.
Klon indeksu giełdowego
Instrumenty te przypominają otwarte fundusze inwestycyjne z tą różnicą, że są zarządzane pasywnie. Ich strategia inwestycyjna polega na jak najdokładniejszym naśladowaniu wartości określonych indeksów giełdowych. Daje to graczom możliwość zarabiania na zmianach wybranych indeksów giełdowych bez konieczności nabywania papierów wartościowych wchodzących w skład tego indeksu.
Pierwszym ETF na GPW jest ETF na indeks WIG20, który został wprowadzony do obrotu w 2010 roku. Nieco później zadebiutowały ETF na indeksy giełdy we Frankfurcie DAX i giełdy nowojorskiej Standard & Poor's 500. Oferta jest więc dość uboga.
Do zalet ETF można zaliczyć przejrzystą konstrukcję i niskie kwoty „na wejściu". Jednostką notowania jest jeden tytuł uczestnictwa, którego początkowa wartość odzwierciedlała 1:100 wartości danego indeksu (dla WIG20 było to 1:10). Tytuły uczestnictwa funduszy typu ETF są notowane w polskich złotych w systemie notowań ciągłych na takich samych zasadach jak akcje. Nad zapewnieniem płynności na rynku wtórnym czuwają renomowane firmy inwestycyjne.
Jak handel akcjami
Nabycie ETF na giełdzie jest w zasadzie jedynie uzależnione od posiadania rachunku maklerskiego. Najłatwiej je nabyć na rynku wtórnym. Składanie zleceń właściwie nie różni się niczym od zleceń na akcje. W większości przypadków zapłacimy nawet podobną prowizję. Do tego dochodzi koszt spreadu, czyli różnicy pomiędzy ofertami kupna i sprzedaży. Kupujemy bowiem ETF trochę powyżej jego teoretycznej wartości, a sprzedajemy minimalnie poniżej.