W pierwszych trzech miesiącach bieżącego roku litewska gospodarka skurczyła się o 13,3 proc., a wstępne szacunki dla drugiego kwartału zakładały spadek PKB o 22,4 proc. W stosunku do pierwszego kwartału PKB zmniejszył się w drugim o 9,8 proc., a nie o 12,3 proc., jak wcześniej szacowano.

Gospodarka wszystkich trzech krajów bałtyckich – Litwy, Łotwy i Estonii – załamała się po tym, jak pękła bańka na rynku nieruchomości, w bankach gwałtownie zabrakło tanich kredytów i drastycznie spadł popyt na towary eksportowane z tego regionu. To wszystko spowodowało „twarde lądowanie” rejonu bałtyckiego, przed czym ekonomiści, agencje ratingowe i instytucje takie jak Międzynarodowy Fundusz Walutowy przestrzegały od co najmniej 2007 roku.

– Spadek jest olbrzymi – przyznaje Violeta Klyviene, starsza ekonomistka z Danske Banku. Dodaje jednak, że można już prawdopodobnie mówić o dnie recesji i spadki zapewne nie będą się już zwiększać. Przedstawiciele rządów we wszystkich trzech krajach bałtyckich zapewniają, że nie będą dewaluowali walut, a konkurencyjność chcą poprawić poprzez redukcje płac i deflację. Na Litwie płace spadły o 0,9 proc. w drugim kwartale w porównaniu z poprzednim i był to już drugi kolejny kwartał ich zmniejszania przez pracodawców szukających sposobów na obniżenie kosztów.

Produkcja przemysłowa, które stanowi około 20 proc. PKB, spadła w II kw. o 20,4 proc., bo brak kredytów i niższe pensje zahamowały popyt wewnętrzny, a globalna recesja osłabiła eksport. Sprzedaż detaliczna spadła w II kw. o 27,7 proc., przy czym w czerwcu o 25 proc. w porównaniu z 32 proc. w lutym, kiedy jej spadek był rekordowy. Prezydent Dalia Grybauskaite zapewnia, że w tym półroczu recesja osłabnie, ale 2010 rok będzie jeszcze trudny. Bardzo ważne dla Litwy są oznaki ożywienia w Europie Zachodniej.