Wprawdzie nowojorski bank wypracował największy zysk w swojej historii, a cena akcji się podwoiła, ale Blankfein, pełniący funkcje dyrektora generalnego i szefa rady nadzorczej, dostanie prawie połowę premii zainkasowanej przez jego konkurenta Jamiego Dimona z JPMorgan Chase, który otrzyma 17 mln USD. Specjaliści rozumieją powody tej decyzji. Kierownictwo Goldman Sachs nie chce, aby ten potentat z Wall Street dawał powody do publicznej krytyki. Procentowy udział premii w przychodach jest najniższy od dziesięciu lat. Trzy lata temu Blankfein dostał rekordową premię wynoszącą 67,9 miliona dolarów.
W ubiegłym roku Goldman Sachs zarobił 13,4 miliarda dolarów wobec 11,6 mld USD zysku wypracowanego w 2007 roku. John Mack z Morgana Stanleya za miniony rok nie dostał premii, natomiast jego następca James Gorman otrzymał akcje o wartości 8,6 miliona dolarów.
Zwykle informacje o premiach publikowane są kilka dni po ogłoszeniu raportu finansowego. Tym razem Goldman i JPMorgan Chase uczyniły to z większym poślizgiem. Pojawiły się spekulacje, że chciały wcześniej wiedzieć, co zrobiła konkurencja. JPMorgan czekał trzy tygodnie, zaś Goldman Sachs ponad dwa tygodnie.
To, że Blankfein dostał mniej niż Dimon, zdaniem niektórych specjalistów pokazuje, że jego firma wzięła pod uwagę nastroje opinii publicznej, oburzonej programem pomocy dla banków z kasy publicznej. W grudniu 2008 roku Goldman Sachs z programu TARP (Troubled Asset Relieve Program) dostał 10 miliardów dolarów, które zwrócił 17 czerwca 2009 roku, a na tej operacji podatnicy zarobili 1,4 miliarda dolarów.