Część z tych propozycji jest nierealistyczna lub wykluczona na mocy unijnych przepisów (np. wsparcie przez EBC czy czasowe wystąpienie Aten z unii walutowej), inne zaś mają poważne mankamenty.
Sięgnięcie po pomoc MFW podkopałoby reputację UE, która nie potrafi sama rozwiązać swoich problemów. Bezpośrednia pomoc silnych państw członkowskich stworzyłaby natomiast niebezpieczny precedens, rozluźniający dyscyplinę fiskalną w strefie euro. Nie rozwiązałaby też problemów leżących u źródeł kryzysu greckich finansów publicznych: braku skutecznych narzędzi pozwalających UE na kontrolowanie sytuacji fiskalnej państw strefy euro.
W tej sytuacji spore zainteresowanie wzbudziła propozycja powołania Europejskiego Funduszu Walutowego, unijnego odpowiednika MFW, wysunięta przez dyrektora instytutu CEPS Daniela Grosa i głównego ekonomistę Deutsche Banku Thomasa Mayera.
Wprawdzie utworzenie nowej instytucji wymagałoby czasu, lecz wsparcie dla Grecji nie jest sprawą tak pilną, jak się uważa – twierdzą pomysłodawcy. – Ewentualna niewypłacalność Aten to kwestia dwóch, trzech lat, a nie trzech tygodni – powiedział „Parkietowi” Gros.W pierwszej fazie istnienia EFW finansowałby swoją działalność z emisji obligacji gwarantowanych przez rządy strefy euro.
W dalszej perspektywie utrzymywałby się jednak ze składek tych państw członkowskich, które nie spełniają kryteriów z Maastricht (dług publiczny nie większy niż 60 proc. PKB, deficyt nie większy niż 3 proc. PKB), co dawałoby im bodziec do uporządkowania finansów publicznych.Państwa, które popadną w tarapaty, mogłyby zasięgnąć pomocy z EFW, pod warunkiem że przedstawią program redukcji deficytu i długu, zatwierdzony przez ministrów finansów państw strefy euro.