Innym hamulcem jest i przez pewien czas jeszcze będzie kryzys w Grecji. Trichet deklaruje, że Grecja nie może liczyć na pomoc jego instytucji. Unijny bank centralny musi jednak uwzględnić w swojej polityce kłopoty finansowe Grecji oraz towarzyszące im ryzyko destabilizacji strefy euro. To zaś przemawia przeciwko szybkiemu wycofywaniu się ze stymulacji.
– Istnieje dzisiaj co prawda w EBC chęć powrotu do normalności i odzyskania stóp procentowych jako instrumentu polityki, ale trudności przeżywane przez Grecję oraz kondycja banków mogą sugerować, że zbyt szybkie odejście od polityki czasu kryzysu byłoby niebezpieczne – twierdzi Erik Nielsen, główny europejski ekonomista Goldmana Sachsa.
Problemy Grecji są wciąż dalekie od rozwiązania, choć ateński rząd przedstawił w środę nowy program redukcji deficytu budżetowego, który ma dać państwu 4,8 mld euro oszczędności i przekonać inwestorów, że Grecja chce reformować finanse publiczne. Testem dla tego programu będzie reakcja rynków oraz greckiej opinii publicznej. Odpowiedź rynków jest na razie pozytywna, grecki rząd rozpoczął więc wczoraj nową emisję obligacji dziesięcioletnich, wartą 5 mld euro. Reakcja ulicy jest gwałtowna. Wczoraj związkowcy okupowali resort finansów.
Jeorjos Papandreu, premier Grecji, obawia się, że reformowanie finansów może być utrudnione ze względu na opór społeczeństwa. Chciałby więc, by Unia Europejska bądź państwa strefy euro udzieliły Grecji pomocy, jeśli presja rynków znacznie wzrośnie. – Spełniliśmy swoje obowiązki. Teraz kolej na Europę. To historyczna chwila dla UE – powiedział Papandreu. Kraje strefy euro wzbraniają się jednak przed udzielaniem pomocy. Kwestia wsparcia miała być omawiana podczas dzisiejszego spotkania Papandreu z niemiecką kanclerz Angelą Merkel. Wieczorem Grecja poinformowała, że sprzedała 10–letnie obligacje za 5 mld euro, przy popycie 15 mld euro.
[ramka][b]Bank Anglii czeka na wybory[/b]
Ostrożnie zachowuje się również Bank Anglii. Wczoraj nie tylko utrzymał główną stopę procentową na dotychczasowym poziomie 0,5 proc., ale również nie zdecydował się na zakończenie programu zakupu obligacji (pozostaje on czasowo wstrzymany). Twórcy brytyjskiej polityki monetarnej nie rozstrzygnęli jeszcze, czy 200 mld funtów użytych w tym programie jest wystarczającą sumą dla wsparcia ożywienia gospodarczego. Do ostrożności skłaniają zbliżające się wybory parlamentarne i to, czy nowy rząd będzie zdolny do zmniejszenia deficytu budżetowego, który w roku fiskalnym 2009 (kończącym się w marcu) mógł wynieść nawet 12,8 proc. PKB. [/ramka]