Jeśli do tego dodać prawie 11-proc. wzrost cen nieruchomości w 70 największych chińskich miastach, to rządowi w Pekinie wystarczy argumentów, by zlikwidować wszystkie nadzwyczajne programy, mające na celu stymulowanie gospodarki w czasie globalnej recesji. Po prostu dalsze ich utrzymywanie nieuchronnie doprowadzi do przegrzania koniunktury gospodarczej i przysporzy kłopotów.
W lutym ceny konsumpcyjne wzrosły o 2,7 proc. w porównaniu z tym miesiącem 2009 r. Ekonomiści spodziewali się inflacji na poziomie 2,5 proc. Produkcja przemysłowa wzrosła w pierwszych dwóch miesiącach roku o 20,7 proc., najbardziej od ponad pięciu lat, sprzedaż detaliczna była w tym okresie o 17,9 proc. większa niż przed rokiem, a inwestycje w miastach zwiększyły się o 26,6 procent.
Łączne dane ze stycznia i lutego są bardziej reprezentatywne dla chińskiej gospodarki niż z poszczególnych miesięcy ze względu na tygodniowe obchody Nowego Roku Księżycowego przypadające raz w pierwszym, a raz w drugim miesiącu roku. Premier Wen Jiabao zapowiedział utrzymanie tegorocznej inflacji na poziomie 3 proc., ale zdaniem wielu ekonomistów to niemożliwe ze względu na wciąż nadmierne zasilanie gospodarki nowymi kredytami. W IV kwartale PKB Chin wzrósł o 10,7 proc. W styczniu banki udzieliły 1,39 bln juanów kredytów, w lutym 700,1 mld juanów, wobec spodziewanych 600 mld, a rząd zapowiedział, że w całym 2010 r. akcja kredytowa nie może przekroczyć 7,5 bln juanów.
W celu jej ograniczenia być może jeszcze w marcu zostanie podniesiona w Chinach stopa procentowa. Spekulacje na rynku nieruchomości mają zaś powstrzymać nowe przepisy regulujące sprzedaż ziemi. Nie wolno jej kupować pod budowę willi, a zaliczka nie może być mniejsza niż połowa ceny.
[ramka][b]2,7 procent[/b]