Kurs australijskiego dolara i rentowność tamtejszych obligacji skarbowych poszły w górę po oświadczeniu Glenna Stevensa, prezesa Banku Rezerwy Australii (RBA), który powiedział, że wczorajsza podwyżka była „kolejnym krokiem” w procesie przywrócenia stopom procentowym średniego poziomu. Australia jako pierwsza z dużych gospodarek zaczęła podnosić stopy już na jesieni 2009 r. i są one tam zdecydowanie wyższe niż w państwach G7. Koniunkturę w Australii napędza chiński popyt na surowce.

Decyzję o podniesieniu stóp bank centralny uzasadnił obawami o nadmierny wzrost inflacji i cen domów, którego nie da się powstrzymać bez zaostrzenia polityki pieniężnej. Podjęto ją mimo że w lutym odnotowano spadek sprzedaży detalicznej i budownictwa. Stevens już w przedświątecznym tygodniu wyraził opinię, że ceny domów w Australii „stają się zbyt wysokie” i zapowiedział, że będzie chciał zminimalizować niebezpieczeństwo wynikające z przegrzania koniunktury na rynku nieruchomości.

Po wczorajszej decyzji uspokajał, że dla większości kredytobiorców stopy i tak są jeszcze trochę niższe od średniej. W IV kwartale stopa inflacji wyniosła w Australii 2,1 proc., w porównaniu z 1,3 proc. w poprzednich trzech miesiącach. W marcu ceny konsumpcyjne wzrosły miesiąc do miesiąca o 0,5 proc. po zwyżce o 0,1 proc. w lutym. Ekonomiści spodziewają się szybkiego wzrostu inwestycji, zwłaszcza w przemyśle wydobywczym Australii, który chce wykorzystać popyt na surowce w Chinach. Przy bezrobociu na poziomie 5,3 proc. zwiększa to presję inflacyjną.