Indeks cen konsumpcyjnych w Wielkiej Brytanii wzrósł w sierpniu o 3,1 proc. w porównaniu z tym samym miesiącem poprzedniego roku. Ekonomiści spodziewali się odczytu na poziomie 3 proc. W stosunku do lipca, ceny zwyżkowały o 0,5 proc.
Był to już dziewiąty miesiąc z rzędu, gdy inflacja na Wyspach przekraczała 2-proc. cel inflacyjny Banku Anglii (BoE), który jednak konsekwentnie utrzymuje, że jest to zjawisko przejściowe.
Spośród dziewięciu członków Komitetu Polityki Pieniężnej BoE, tylko jeden od czerwca optuje za podniesieniem stóp procentowych, aby zahamować wzrost cen. Pozostali członkowie tego gremium są zdania, że jest to wynik jednorazowych czynników, takich jak deprecjacja funta wobec dolara i euro (trwała od jesieni 2009 r. do wiosny br.), podwyżka stawek VAT z początkiem br. i wzrost cen surowców. Wskazują też, że wysoki poziom niewykorzystanych mocy produkcyjnych w brytyjskiej gospodarce, w tym 7,8-proc. stopa bezrobocia, wkrótce zmniejszą presję inflacyjną. W tej sytuacji, opowiadają się za kontynuowaniem luźnej polityki pieniężnej, aby nie ryzykować wygaszenia kruchego ożywienia gospodarczego.
Cień na tę argumentację rzuca jednak wysoka inflacja bazowa, nieuwzględniająca chwiejnych cen energii oraz żywności. W sierpniu wyniosła 2,8 proc., w porównaniu z 2,6 proc. miesiąc wcześniej. Przy tym, aż o 4 proc. rok do roku zwiększyły się ceny usług. To wskazuje, że inflacja ma w dużej mierze źródła wewnętrzne (usługi nie są z reguły przedmiotem wymiany międzynarodowej).
– Skoro nadwyżka podaży nad popytem jest tak duża, dlaczego wewnętrzna inflacja jest tak wysoka i wciąż rośnie? – podważa argumenty BoE Neville Hill, europejski ekonomista w Credit Suisse. – Sierpniowy odczyt był nieco rozczarowujący, ale na pewno nie katastrofalny – uspokaja jednak Jonathan Loynes, główny ekonomista ds. Europy w Capital Economics.