Pogłoski o możliwym podziale Gazpromu krążyły od wielu tygodni.  I trudno się dziwić takim spekulacjom. W marcu do podziału Gazpromu wezwał znany oligarcha Oleg Deripaska. Do podziału gazowego giganta mają też dążyć sojusznicy Putina: prezes Rosnieftu  i zarazem wicepremier Igor Sieczin oraz Gienadij Timczenko, szef Novateku – a więc konkurencji dla Gazpromu.

Gazprom jest w kiepskiej kondycji. Jego kapitalizacja spadła w tym roku poniżej 100 mld USD, po raz pierwszy od 2009 r. Co prawda akcje Gazpromu zyskiwały w ostatnich dniach, ale są one i tak o 25 proc. niżej od szczytu z września 2012 r. i o  około 65 proc. od wiosny 2008 r. Pięć lat temu kapitalizacja tej spółki dochodziła do 370 mld USD.

Gazprom zbiera cięgi od inwestorów, bo nie potrafił dostatecznie się przygotować na łupkową rewolucję prowadzącą do dużego wzrostu podaży gazu na światowych rynkach.  Kiepsko radzi sobie z konkurencją w postaci tańszego amerykańskiego surowca wysyłanego przez terminale LNG. Wielu europejskich odbiorców zdołało też wymusić na Gazpromie poważne upusty w kontraktach gazowych. Zysk netto spółki spadł w 2012 r. aż o 37 proc., do 556 mld rubli (17,8 mld USD).

– Gazprom jest pogrążony w strategicznym kryzysie, który rozpoczął się o wiele wcześniej. Spółka była wielokrotnie ostrzegana, że jej mało elastyczna  i tandetna polityka wpędzi ją w przyszłości w kłopoty. Kłopoty się właśnie rozpoczęły – twierdzi Władimir Miłow, opozycyjny polityk i zarazem były rosyjski wiceminister energetyki.

– Mimo zmian na rynku Gazprom skupiał się na długoterminowych kontraktach powiązanych z cenami ropy naftowej. Obchodziła ich tylko cena, a nie zwracali uwagi na popyt. Biorąc pod uwagę kiepski stan europejskiej gospodarki, to nie była dobra strategia – wskazuje Ildar Dawleczyn, analityk z Renaissance Capital.