Amerykańskie obligacje już nie są najbezpieczniejsze na świecie

Agencja S&P odebrała Waszyngtonowi najwyższą ocenę wiarygodności kredytowej, którą cieszył się od lat 40. Część ekspertów uważa, że to początek nowej ery w finansach. Ale inni nie wierzą, że będzie to miało wyraźne konsekwencje dla rynków

Aktualizacja: 26.02.2017 18:07 Publikacja: 08.08.2011 02:44

Mohamed El-Erian, prezes towarzystwa funduszy PIMCO fot. reuters/forum

Mohamed El-Erian, prezes towarzystwa funduszy PIMCO fot. reuters/forum

Foto: Archiwum

Zaczyna się nowa era w finansach – tak Mohamed El-Erian, prezes towarzystwa funduszy PIMCO, skomentował odebranie Waszyngtonowi najwyższej oceny wiarygodności kredytowej. W piątek wieczorem decyzję taką podjęła agencja Standard & Poor's, obcinając rating USA z AAA do AA+. Tym samym uznała, że amerykańskie obligacje, dotąd uważane za najbezpieczniejsze na świecie, niemal równoważne gotówce, są obciążone większym ryzykiem niż papiery kanadyjskie, brytyjskie, niemieckie czy francuskie.

Co więcej, nowej ocenie wystawiła perspektywę negatywną, co oznacza, że w najbliższych 12–18 miesiącach niewykluczone są jej dalsze obniżki. Pozostałe czołowe agencje ratingowe, Moody's i Fitch, na razie nie planują zmian oceny wiarygodności kredytowej USA.

Waszyngton protestuje

– Degradacja USA odzwierciedla naszą opinię, że uzgodniony niedawno przez Kongres i administrację plan konsolidacji finansów publicznych nie wystarczy, aby ustabilizować w średnim terminie amerykański dług publiczny – uzasadniła S&P. Nawiązała do planowanej przez władze USA redukcji deficytu budżetowego o 2,1 bln USD w ciągu dekady, co Kongres postawił jako warunek podniesienia w minionym tygodniu limitu długu publicznego. S&P uważa, że do uzdrowienia finansów USA potrzebne są cięcia budżetowe rzędu 4 bln USD.

Departament Skarbu zarzucił S&P, że w jej prognozach dotyczących zmian amerykańskiego zadłużenia są poważne błędy matematyczne. Agencja oświadczyła jednak, że stosując rządowe prognozy podjęłaby taką samą decyzję. Umotywowała ją zresztą także spadkiem „efektywności, stabilności i przewidywalności" amerykańskich instytucji publicznych, czego dowodem był ciągnący się do ostatniej chwili spór o limit zadłużenia.

– Na świecie są miliony inwestorów, którzy handlują amerykańskimi obligacjami. Oceniają naszą wiarygodność w każdej minucie każdego dnia, a ich kolektywny osąd jest taki, że USA posiadają pieniądze i wolę polityczną, aby spłacić swoje zobowiązania – replikował zastępca sekretarza skarbu USA John Bellows, nawiązując do rosnących w ostatnich tygodniach cen amerykańskich obligacji.

Konsekwencje trudno zliczyć

– Do niedawna było nie do pomyślenia, że USA mogłyby stracić najwyższą ocenę wiarygodności. Brak ryzyka i amerykańskie obligacje były synonimami do tego stopnia, że cały światowy system finansowy działał przy założeniu, że rating USA jest stałą, a nie zmienną – ocenił El-Erian. Teraz system finansowy czeka proces dostosowania się do nowej rzeczywistości. Jak będzie przebiegał?

Na razie wiadomo tylko, że banki nie będą musiały uzupełniać kapitałów. Rezerwa Federalna, która jest głównym nadzorcą bankowym w USA, już bowiem zapowiedziała, że choć zwyczajowo bardziej ryzykowne aktywa w portfelach instytucji finansowych wymagają większego zabezpieczenia kapitałowego, obligacje skarbowe będą traktowane jak dotąd.

Wśród ewentualnych następstw obniżki ratingu Waszyngtonu wymienia się natomiast m.in. konieczność przeliczenia wartości depozytów zabezpieczających, które składają się w części z obligacji skarbowych. Trudności mogą też mieć te fundusze czy towarzystwa ubezpieczeniowe, które przepisy obligują do inwestowania wyłącznie w najbezpieczniejsze aktywa. – Choć takie instytucje są w mniejszości, wymuszona na nich wyprzedaż aktywów będzie początkowo odczuwalna na rynkach – ocenił Boris Schlossberg, główny analityk walutowy w GFT. Tym bardziej że obniżki ratingów mogą bowiem czekać wiele instytucji, których wiarygodność kredytowa jest bezpośrednio powiązana z wiarygodnością rządu USA: np. kredytodawców Freddie Mac i Fannie Mae.

– Jeśli chodzi o realną gospodarkę, z czasem koszt kredytu dla wszystkich amerykańskich pożyczkobiorców wzrośnie do poziomu wyższego niż gdyby rating USA był niezmieniony – tłumaczy El-Erian. Według niego cień padł też na ratingi innych państw, które na razie zachowują najwyższą ocenę wiarygodności kredytowej. Finanse wielu z nich nie wydają się bowiem w lepszej kondycji niż amerykańskie.

– Agencja S&P zagwarantowała nam, że poniedziałek na rynkach nie będzie nudny. Utrzyma się spadkowa presja na kursy dolara i akcji. Ucieczka kapitału do bezpiecznych przystani przedłuży się – przewiduje Dean Popplewell, główny strateg walutowy w firmie Oanda. Oznaczałoby to m.in. dalszą aprecjację franka i jena oraz wzrost cen złota.

Optymistów nie brakuje

Ale ten pesymizm nie jest wcale powszechny. – Szczerze powiedziawszy, nie sądzę, aby decyzja S&P miała dla rynków duże znaczenie, nawet jeśli w pierwszej chwili spowoduje jakieś zawirowania. Świat nie jest dziś zasadniczo inny niż w piątek – uważa Paul Dales, główny ekonomista ds. USA w Capital Economics.

Analitycy zwracają uwagę, że na rynkach liczono się z możliwością obniżki ratingu Waszyngtonu, nawet jeśli stało się to zaskakująco wcześnie. To oznacza, że zniknie jedno ze źródeł niepewności, które w ostatnich dniach przyczyniały się do zawirowań na rynkach. Tym bardziej że inwestorzy mieli dwa dni na oswojenie się z decyzją S&P.

Kwestionowana jest też rzetelność samych agencji ratingowych, które przed kryzysem wystawiały najwyższe oceny jakości „toksycznym" – jak się z czasem okazało – papierom wartościowym opartym na kredytach hipotecznych. Nie jest również jasne, jak instytucje finansowe potraktują fakt, że poza S&P agencje utrzymują rating USA na poziomie AAA.

Analitycy nie sądzą także, aby decyzja S&P osłabiła pozycję dolara jako waluty rezerwowej i spowodowała wyprzedaż amerykańskich obligacji przez takie państwa jak Chiny czy Japonia. – Jednym z powodów, dla którego zagraniczni wierzyciele USA nie będą raczej agresywnie pozbywać się papierów USA, jest to, że rynek ten jest bezkonkurencyjny, jeśli chodzi o głębokość i płynność – powiedział Vassilij Srebriakov, strateg walutowy Wells Fargo.

– Gdy spojrzy się na to, co działo się w innych krajach, które straciły najwyższy rating, z reguły towarzyszyły temu zwyżki na rynku obligacji i niskie stopy procentowe – przypomina Ian Lyngen, strateg rynku długu w CRT Capital Group. To dlatego, że obniżki oceny wiarygodności kredytowej państw często są związane z pogorszeniem się perspektyw ich gospodarek. Zresztą także w USA sygnałom, że gospodarka hamuje, od kilku miesięcy towarzyszy wzrost cen obligacji. – Ostatni tydzień pokazał, że obligacje USA są nadal uważane za aktywa najwyższej jakości – ocenił Ajay Rajadhyaksha, dyrektor w Barclays Capital.

Eksperci nie podzielają pesymizmu inwestorów

Panika na giełdach z minionego tygodnia nie popsuła analitykom nastrojów. Ankietowani przez agencję Bloomberga stratedzy rynkowi prognozują średnio, że amerykański indeks S&P zakończy rok na poziomie około 1400 pkt. Oznaczałoby to, że w całym 2011 r. zyska  11?proc., a od piątku aż 17 proc. Do tego, że nie warto obecnie wyprzedawać akcji, bo są one ekstremalnie tanie, a hossa nie jest jeszcze zakończona, w ostatnich dniach przekonywali tacy guru inwestorów, jak Laszlo Birinyi, Marc Faber i Mark Mobius. Optymizm ekspertów kontrastuje z nastrojami inwestorów detalicznych.

Z sondażu Amerykańskiego Stowarzyszenia Inwestorów Indywidualnych wynika, że w tygodniu zakończonym 3 sierpnia tylko 27,2 proc. z nich spodziewało się, że akcje na Wall Street w najbliższym półroczu podrożeją. Przeceny akcji w tym okresie spodziewało się 49,9 proc. Odsetek niedźwiedzi nie był tak wysoki od sierpnia ub.r., gdy na rynkach także spekulowano o nawrocie recesji w USA. Wówczas jednak tak rozpowszechniony pesymizm – zgodnie z oczekiwaniami kontrarian – zwiastowało odbicie na giełdzie.

Nie to jest jednak powodem optymizmu analityków. – Jest mało prawdopodobne, abym zmienił zdanie tylko dlatego, że mieliśmy na giełdach słaby tydzień, podobnie jak nie podekscytowałby mnie udany tydzień. To po prostu nie jest dobra baza dla prognoz – powiedział Tobias Levkovich, główny strateg akcyjny Citigroup. Tak jak inni ankietowani przez Bloomberga analitycy, nie wierzy on w nawrót recesji w USA. Wskazuje natomiast na poprawiające się wyniki spółek. GS

Opinie:

Marek Buczak. Dyrektor ds. Rynków zagranicznych w Quercus TFI

Po tygodniu spadków, które w ostatniej fazie przerodziły się w paniczną wyprzedaż, prawdopodobieństwo odbicia jest duże. Jeśli obawy o powrót kryzysu finansowego się utrzymają, przed nami kolejny nerwowy tydzień. Wobec sprzecznych ocen obecnej sytuacji w największych gospodarkach globu oraz skrajnych rekomendacji banków inwestycyjnych dotyczących rynków wschodzących, giełdy mogą doświadczać dużej zmienności. Nie łudźmy się, że GPW pozostanie w opozycji do rynków regionu. Dużym problemem są odpływy z funduszy inwestycyjnych, które mogą wydłużyć okres spadków. Wcześniej był to głównie problem polskich TFI, jednak w ostatnich dniach z umorzeniami zaczęły się zmagać fundusze zagraniczne. Obecnie wyceny wielu spółek, szczególnie małych i średnich, są na bardzo atrakcyjnych poziomach.

Jarosław Lis. Zarządzający funduszami Union Investment TFI

Tydzień to zbyt krótki czas na prognozy. Przyczyny słabości GPW pochodzą przede wszystkim z zewnątrz. Rynki przestraszyły się programu oszczędnościowego w USA oraz ryzyka zadłużenia w krajach PIIGS. Ja jednak jestem optymistą. Odbicie i kontynuację hossy na warszawskiej giełdzie wspiera to, że polskie fundamenty makroekonomiczne są niezmiennie dobre. Tak naprawdę obecna sytuacja na rynku akcji nie jest niczym niezwykłym. Nawet kilkunastoprocentowe wahania indeksów są wpisane w naturę giełdy. W związku z tym warto zachować spokój, nie podejmować pochopnych decyzji inwestycyjnych i nie popełnić dość powszechnego błędu kupowania na górce i realizacji strat podczas spadków. Tym bardziej że w niedługim czasie, po uspokojeniu się sytuacji na świecie, koniunktura na warszawskim parkiecie może ulec diametralnej zmianie. JAM

Grzegorz Zawada, szef działu analiz DM PKO BP

Mam nadzieję, że w tym tygodniu na GPW dojdzie przynajmniej do technicznego odreagowania spadków. Dużo będzie zależało jednak od inwestorów indywidualnych i od tego, co zrobią ze środkami ulokowanymi w TFI. Jeśli nie będą umarzać jednostek uczestnictwa, to sytuacja ma szansę się uspokoić. Nie można jednak zapominać o tym, że wciąż będziemy zależni od zachowania się rynków zagranicznych. Jeśli jednak będzie fala umorzeń, to należy się spodziewać kolejnych spadków. ako

Gospodarka światowa
Wielka tajemnica chińskiego budżetu. Chińskie zbrojenia doganiają USA
Gospodarka światowa
Chiński rząd będzie kupował puste mieszkania?
Gospodarka światowa
Gospodarka Niemiec będzie rosła wolniej
Gospodarka światowa
S&P500 z szansą na 5,8 tys. pkt. Doda skrzydeł GPW?
Gospodarka światowa
PKB Japonii skurczył się w pierwszym kwartale
Gospodarka światowa
Inflacja nie przeszkadza giełdom w biciu rekordów