Ostatnie dni strefy euro, jaką znamy

Nawet Europejski Fundusz Stabilności Finansowej rozważał umieszczanie w prospektach swoich obligacji ostrzeżeń o ryzyku rozpadu eurolandu. Czy to oznacza, że 2012 r. może przynieść upadek wspólnej waluty? Czy też politykom uda się zapobiec takiemu scenariuszowi?

Aktualizacja: 23.02.2017 23:10 Publikacja: 28.12.2011 12:37

Prognozy KE dla strefy euro na 2012 r.

Prognozy KE dla strefy euro na 2012 r.

Foto: GG Parkiet

.Coraz więcej prognoz dla strefy euro ma apokaliptyczny wydźwięk. Wieszczenie jej upadku, niegdyś oznaka „oszołomstwa", jest obecnie w modzie. – Grecja oraz inne kraje peryferii prawdopodobnie opuszczą strefę euro, by ratować swoje gospodarki. Obecna droga, którą one podążają, nie wydaje mi się trwała. Albo strefa euro pogłębi integrację fiskalną, albo zacznie się rozpadać – przewiduje wybitny politolog Francis Fukuyama.

Podobne opinie są podzielane przez coraz większą liczbę rynkowych graczy. Wrześniowy sondaż agencji Bloomberga, przeprowadzony wśród światowych inwestorów, jest dla eurolandu miażdżący. 51 proc. respondentów spodziewa się szybkiego rozpadu strefy euro. 72 proc. wskazuje, że co najmniej jedno państwo opuści euroland w ciągu pięciu lat. 93 proc. przewiduje bankructwo Grecji, a 56 proc. plajtę Portugalii.

Wiele firm, np. brytyjska sieć Tesco, tworzy scenariusze awaryjne na wypadek rozpadu eurolandu. Niektóre hiszpańskie spółki przenoszą już depozyty do banków w Niemczech, obawiając się powrotu pesety.

Apokaliptyczna atmosfera udziela się również ludziom niemającym na co dzień do czynienia z inwestowaniem na rynkach. Na przykład zespół Metallica przesunął część europejskiej trasy koncertowej zaplanowanej na 2013 r. na rok wcześniej, oficjalnie tłumacząc to obawami przed załamaniem w strefie euro i wynikającym z tego umocnieniem dolara.

Jeżeli tak wielu ludzi obawia się apokalipsy w eurolandzie, to czy ona faktycznie nastąpi?

Lata ołowiu

Scenariuszem, który w największym stopniu porusza wyobraźnię inwestorów, jest rozpad strefy euro rozpoczęty secesją Grecji, w której ślady mogą pójść takie kraje jak Hiszpania, Portugalia, Irlandia i Włochy. Analitycy Economist Intelligence Unit prawdopodobieństwo podobnego zdarzenia wyliczyli na 40 proc.

Poważnie podchodzą do niego rynkowi guru. Nouriel Roubini, amerykański ekonomista, który przewidział światowy kryzys, wskazuje, że może dojść do „uporządkowanej restrukturyzacji" długu Hiszpanii i Włoch. Nie wyklucza również, że kilka państw opuści strefę euro. – Może się to stać w 2013 r. albo na początku 2014 r. – prognozuje Roubini.

– Niemająca końca eskalacja kryzysu zadłużeniowego sugeruje, że do jakiejś formy rozpadu strefy euro może dojść wcześniej, niż się spodziewano. Prognozujemy, że Grecja opuści euroland w 2012 r., a co najmniej jeszcze jeden kraj tego obszaru w 2013 r. Odkąd 18 miesięcy temu pierwszy raz zasugerowaliśmy, że strefa euro nie przeżyje kryzysu w obecnej formie, zdarzenia w tym regionie zazwyczaj potwierdzały nasze stanowisko – mówi „Parkietowi" Jonathan Loynes, ekonomista z firmy badawczej Capital Economics.

Co miałoby przemawiać za wyjściem Grecji oraz innych krajów z eurolandu? Przede wszystkim to, że państwa z peryferii nie radzą sobie z reformami gospodarczymi, znajdują się pod coraz większą presją rynków, a ratunek dla nich jest mało prawdopodobny.

Grecki deficyt finansów publicznych niewiele się zmniejsza mimo wdrażania reform wywołujących gniew społeczeństwa. O ile w 2010 r. wynosił on 10,6 proc. PKB, to w 2011 r. sięgnie około 9 proc. PKB, a w 2012 r. według prognoz Komisji Europejskiej wyniesie 7 proc. PKB. Ostatnia wartość jest jednak mocno wątpliwa. Należy przy niej wziąć poprawkę, że wszystkie poprzednie wyznaczone Grekom cele fiskalne nie zostały osiągnięte, a cięciom będzie przeszkadzał spadek PKB o prawie 3 proc.

Recesja zagraża zresztą nie tylko oszczędnościom fiskalnym w Grecji, ale w całej UE. Irlandia – przedwcześnie stawiana jako wzór udanych reform – będzie miała poważne trudności ze ścięciem deficytu do zaplanowanych na 2012 r. 8,6 proc. PKB. Rząd Endy Kenny'ego musiał więc w ostatnich tygodniach pospiesznie tworzyć nowy pakiet oszczędnościowy wart 3,8 mld euro.

– Przyszły rok będzie dla strefy euro okropnym okresem. Spodziewamy się poważnej recesji, co oczywiście źle wpłynie na cięcia fiskalne – wskazuje w rozmowie z „Parkietem" James Shugg, ekonomista z Westpac Banking Corp.

Tymczasem dotychczasowa strategia ratowania strefy euro nie jest zbyt skuteczna. 500 mld euro, jakimi ma dysponować Europejski Mechanizm Stabilizacyjny (ESM), następca Europejskiego Funduszu Stabilności Finansowej (EFSF), nie wystarczy na uratowanie Włoch. Kanclerz Angela Merkel twardo zapowiada, że powiększenie tego funduszu nie wchodzi w grę. Na jego zlewarowanie, czyli zwiększenie aktywów, jakimi dysponowałby poprzez pożyczki, nie ma natomiast pomysłu. Wobec sprzeciwu Europejskiego Banku Centralnego oraz Niemiec EFSF nie dostał licencji bankowej, która pozwoliłaby mu zadłużać się w EBC. Udzielanie przez ESM częściowych gwarancji nowym emisjom długu państw strefy euro, zdaniem analityków, nie zahamuje kryzysu, a jedynie narazi państwa gwarantujące zobowiązania ESM na dodatkowe straty. Zresztą obecny system ratunkowy strefy euro oparty na gwarancjach państw członkowskich dla ESM i EFSF może się rozsypać, jeśli Francja straci najwyższy rating AAA. Wówczas wielomiliardową dziurę w gwarancjach będą musiały wypełnić Niemcy, na co raczej się nie zgodzą.

EBC jest z kolei skrajnie niechętny dużej interwencji na rynku długu. Niemcy i Francja starają się więc uspokoić inwestorów, mamiąc ich wizją naprawy strefy euro za pomocą nowego paktu zacieśniającego dyscyplinę fiskalną. Jednakże los nawet tego porozumienia nie jest pewny. Układ ten może się rozsypać w kilka miesięcy. Francois Holland, socjalistyczny kandydat na prezydenta Francji, zapowiedział przecież, że jak wygra wybory, wycofa się z tej umowy.

Część ekonomistów widzi ratunek w emisji „euroobligacji", czyli wspólnego długu dla wszystkich państw eurolandu i zwiększeniu transferów fiskalnych z serca strefy euro na jej peryferie. Tu jednak nieprzekraczalną barierą jest niechęć Niemiec do takich przedsięwzięć. – Jest mało prawdopodobne, by Niemcy oraz inne kraje z centrum eurolandu zgodziły się na duże transfery fiskalne na południe. Nawet jeśli się zgodzą, nie wdrożą tej decyzji na tyle szybko, by zapobiegła ona przekroczeniu przez kryzys punktu krytycznego – wskazuje Loynes.

Dużą negatywną niespodziankę mogą sprawić również politycy. Przez ostatni rok inwestorzy musieli z uwagą przypatrywać się politycznym przepychankom m.in. na Słowacji, w Finlandii, we Włoszech i w Grecji. W 2012 roku takich turbulencji może być więcej. Na przykład uwielbiany przez inwestorów technokratyczny włoski rząd Maria Montiego może zostać zastąpiony po wyborach parlamentarnych przez niestabilny lewicowy gabinet niebędący w stanie przeprowadzić wiarygodnych reform fiskalnych. Pamiętajmy o greckiej analogii:?właśnie kryzys polityczny w Atenach (nagłe zwołanie referendum w sprawie reform przez greckiego premiera Jeorjosa Papandreou) sprawił, że Francja i Niemcy zagroziły wyrzuceniem Grecji z eurolandu.

– Merkel i Sarkozy przekroczyli granicę, grożąc wyrzuceniem Grecji. Jak dotąd możliwość opuszczenia strefy euro była tabu. Teraz wiara w trwałość tej unii walutowej została podważona i może to mieć w przyszłości bardzo poważne konsekwencje – wskazuje Shugg.

Aksamitny rozwód

Przyszłość eurolandu wydaje się tak burzliwa, że część analityków nie wyklucza podziału strefy euro na dwa bloki. Jeden z nich, z silnym, nowym euro (nieco niefortunnie nazywanym roboczo „neuro") skupiłby się wokół Berlina i obejmowałby Niemcy, Austrię, Holandię, Słowację, Luksemburg, Estonię, a w dalszej perspektywie również Polskę i Czechy. Drugi „łaciński" blok, ze słabszym euro i luźniejszą dyscypliną fiskalną, skupiałby się wokół Francji i zrzeszał głównie państwa z peryferii eurolandu.

Taka radykalna wizja z każdym dniem zdobywa coraz większe poparcie w Niemczech. Frank Schaeffler, deputowany do Bundestagu i ekspert gospodarczy partii FDP, wzywa państwa Północy eurolandu do secesji, utworzenia własnej unii walutowej i pozostawienia obecnego euro Francji oraz krajom Południa. Jego zdaniem do podziału dojdzie, gdy Północ zmęczy się dotowaniem eurobankrutów, a społeczeństwa Południa zbuntują się przeciwko zaciskaniu pasa. Plan ten zdobywa coraz większe poparcie opinii publicznej oraz polityków.

– Mamy dwa modele społeczne w Europie. Dla krajów Północy inflacja i niestabilność są zbrodnią. Południe woli skupić się na wzroście gospodarczym, nie zawracając sobie zbytnio głowy inflacją. Teraz zmuszamy Portugalię, Grecję, Hiszpanię i Włochy, by zadusiły swoje gospodarki na śmierć w celu utrzymania jedności strefy euro. To absurdalna sytuacja – twierdzi Hans-Olaf Henkel, były szef Federacji Niemieckiego Przemysłu, autor eurosceptycznej książki o wiele mówiącym tytule „Ocalcie nasze pieniądze".

Zwolennikiem stworzenia nowego bloku walutowego na gruzach obecnej strefy euro jest m.in. Jim O'Neill, szef Goldman Sachs Asset Management, twórca terminu BRIC. W jego wizji odchudzony euroland stworzyłby unię fiskalną. Znalazłoby się tam miejsce dla Francji, ale niektóre państwa, zarówno eurobankruci, jak i kraje o zdrowych finansach publicznych, np. Finlandia, mogłyby go opuścić i powrócić do narodowych walut. – Niemcy, Francja i Beneluks, czyli państwa, które rozpoczęły integrację europejską, są idealnymi kandydatami do unii fiskalnej. Dla nich nie jest ona złym pomysłem, ale dla państw, które przyłączyły się później, jest już kłopotliwą ideą – twierdzi O'Neill.

Co prawda obecnie niemieccy politycy alergicznie podchodzą do tego typu pomysłów, ale eskalacja kryzysu może zmusić ich w przyszłości do ich rozważenia. – Europejscy decydenci, zwłaszcza niemieccy i holenderscy, nie potrafią wznieść się ponad pychę i poczucie moralnej wyższości. Pozostawiają strefę euro z małą ilością amunicji do zwalczania kryzysu. To sprawia, że rozpad strefy euro jest bardzo możliwy. Nie skończy się to na opuszczeniu strefy przez Grecję i być może Portugalię, jak myślą Niemcy i Holendrzy. Zagrożenie to dotyczy również Francji. „Serce" strefy euro może się składać jedynie z Niemiec, Austrii, Holandii, Finlandii i Luksemburga. To oznacza, że Francja i Niemcy nie miałyby wspólnej waluty – prognozuje Simon Tilford, ekonomista z londyńskiego Centre for European Reform.

Nie można również wykluczyć, że Niemcy same opuszczą strefę euro, nie chcąc dalej finansować państw Południa. To scenariusz od dawna analizowany przez niemieckie elity. Jak wynika z amerykańskich depesz dyplomatycznych ujawnionych przez WikiLeaks już w lutym 2010 r. (a więc gdy kryzys zadłużeniowy dopiero się rozkręcał), Thomas Mayer, główny ekonomista Deutsche Banku, twierdził, że Niemcy mogą w ciągu 20 lat wyjść ze strefy euro.

Wyjście Niemiec z eurolandu już ma duże poparcie społeczne. Sondaże wskazują, że blisko 60 proc. Niemców chce powrotu marki. Podobnie wielką miłością wspólna waluta darzona jest we Francji. Czemu więc Paryż i Berlin jeszcze nie zaczynają uporządkowanego demontażu strefy euro?

Na dwoje babka wróżyła

Jedną z sił, która trzyma euroland razem, jest strach przed konsekwencjami jego rozpadu. Według wyliczeń analityków ING, gdyby w 2012 r. doszło do wyjścia Grecji ze strefy euro, PKB tego kraju spadłby o blisko 11 proc., stopa bezrobocia sięgnęłaby 21 proc., a inflacja przekroczyłaby 20 proc. Chaos na rynkach finansowych przyczyniłby się do tego, że PKB eurolandu spadłby o 1,6 (wzrost gospodarczy w Polsce zwolniłby do 1,2 proc.). Konsekwencje tego zdarzenia byłyby miażdżące dla Grecji, ale możliwe do wytrzymania przez pozostałe kraje Europy. Gdyby jednak oprócz Grecji wyszło ze strefy euro więcej państw – np. „niemożliwe do uratowania" Włochy, PKB eurolandu spadłby już o 8,9 proc. (Polski o 6,6 proc.). Europejska gospodarka mogłaby więc odczuć to gorzej niż upadek banku Lehman Brothers (w 2009 r. PKB strefy euro spadł o zaledwie 4,3 proc.).

Analitycy firmy doradczej PricewaterhouseCoopers przewidują, że gdyby w 2012 r. doszło do secesji Grecji, PKB eurolandu spadłby o 1 proc. Gdyby ze strefy euro wyrzucono wszystkie przeżywające kłopoty gospodarcze państwa peryferyjne i na jej gruzach zbudowano nowy blok walutowy, wzrost gospodarczy w państwach „nowego euro" zwolniłby w 2012 r. do 0,25 proc., a gospodarki krajów peryferyjnych skurczyłyby się średnio o 5 proc. W 2016 r. państwa wyrzucone z eurolandu rozwijałyby się już jednak nieco szybciej od krajów, które uczestniczyłyby w nowym bloku walutowym. Wzrost PKB dla pierwszej grupy wyniósłby 3 proc., a dla drugiej 2 proc.

Według PwC gorszym scenariuszem od rozpadu eurolandu byłaby tylko seria restrukturyzacji długów państw peryferyjnych. Doprowadziłaby ona do długoletniej recesji, ze spadkiem PKB eurolandu o 3 proc. w 2012 r. Najlepszy scenariusz to reformy fiskalne powiązane z mocniejszym zaangażowaniem EBC w zwalczanie kryzysu. Pozwoliłoby to uniknąć recesji (PKB strefy euro urósłby o 1,5 proc. w 2012 r.).

Czy to możliwe, że eskalacja kryzysu zmusi polityków i EBC do sensownego działania?

– Gdy presja rynków się zwiększy, gdy kolejne kraje będą musiały się zmierzyć ze znacznym wzrostem kosztów rynkowego finansowania, opór polityków przed śmiałym działaniem się zmniejszy. Niewykluczone nawet, że kanclerz Angela Merkel zgodzi się na emisję obligacji strefy euro. Widzieliśmy już wielokrotnie, jak w czasie kryzysu niemiecki rząd kategorycznie zajmował negatywne stanowisko wobec wielu rozwiązań, a potem, gdy presja rynków wzrastała, zmieniał zdanie. Możliwe nawet, że pod presją sytuacji EBC zgodzi się mocniej interweniować na rynku długu – mówi „Parkietowi" Konrad Becker, analityk z monachijskiej firmy Merck Finck & Co.

Wielu analityków jako główny scenariusz wskazuje więc „przepchanie" strefy euro przez kryzys. Czyli przeciwdziałanie rozpadowi za pomocą małych reform i stopniowe zacieśnianie integracji fiskalnej.

– Nie spodziewałbym się, że pieniądze EBC zostaną wykorzystane do zlewarowania funduszu ratunkowego dla strefy euro, ale politycy będą w końcu musieli coś zrobić, by wzmocnić EFSF, ESM, a także zwiększyć moce MFW. Niewykluczone również, że w przyszłym roku zostanie przedstawiony plan wprowadzenia „euroobligacji", nie będzie jednak możliwe szybkie jego wdrożenie. Nie sądzę jednak, by oprócz Grecji inne kraje strefy euro dokonały restrukturyzacji zadłużenia. Greckie doświadczenia w tej kwestii są odstraszające i raczej nikt się nie zdecyduje na pójście podobną drogą. Poza tym inne państwa z peryferii mają wciąż jednak finanse publiczne w dużo lepszym stanie niż Grecja – prognozuje w rozmowie z „Parkietem" Nick Kounis, szef działu analiz makroekonomicznych w ABN Amro.

– W 2012 r. spodziewam się dalszych małych kroków w stronę unii fiskalnej, a także zwiększenia zakupów obligacji przez EBC. Czyli „przepychanie" strefy euro przez kryzys. Pamiętajmy, że w Europie decyzje zapadają powoli. Czy takie działania mogą się okazać skuteczne? Jeżeli ESM zostanie wsparty działaniami EBC, strefa euro będzie dysponowała silną bronią przeciwko kryzysowi, która może się okazać na tym etapie wystarczająca. Możliwe więc, że strefę euro czeka happy end, ale nie taki jak w amerykańskich filmach. Raczej jak w kinie francuskim, czyli po bardzo wielu komplikacjach – mówi „Parkietowi" Carsten Brzeski, ekonomista z banku ING.

Przyszłość strefy euro może się jednak również nie zakończyć happy endem i być o wiele bardziej burzliwa, niż obecnie prognozujemy. Dwie rzeczy możemy jednak już dzisiaj uznać za pewnik: strefa euro, taka, jaką znamy, odchodzi w przeszłość i będzie potrzebna jej niesamowita doza szczęścia, by uniknąć rozpadu.

 

Częściowo spełnione proroctwo

Wiosną 2010 r. Philip Plickert, publicysta „Frankfurter Allgemeine Zeitung", przedstawił następujący scenariusz rozwoju sytuacji w strefie euro: Grecja z recesji wpada w depresję i nie jest w stanie naprawić swoich finansów publicznych. W 2011 r. upada rząd Papandreu. W 2013 r., gdy kończą się pieniądze z pierwszego pakietu pomocowego, Grecja ogłasza bankructwo.

Wcześniej jednak greckiemu rządowi udaje się wynegocjować z prywatnymi wierzycielami redukcję długu o 30 proc. Nowym szefem EBC zostaje Włoch Mario Draghi (w czasie stawiania tej prognozy powszechnie oczekiwano, że będzie to Niemiec Axel Weber). EBC coraz mocniej angażuje się w zakupy długu państw z peryferii strefy euro. W 2012 r. prezydentem Francji zostaje były szef MFW Dominique Strauss-Kahn, zwolennik dalszego luzowania polityki pieniężnej przez EBC. W Niemczech Federalny Trybunał Konstytucyjny zakazuje rządowi RFN dalszego topienia pieniędzy w pomoc dla eurobankrutów. Pod koniec dekady Niemcy, Austria, Beneluks i Finlandia tworzą nową unię walutową, do której później dołączają Polska i Czechy.

Ta prognoza wydawała się w 2010 r. czystym science fiction, ale jak dotąd tylko dwa jej wątki okazały się błędne: Strauss-Kahn stracił szansę na prezydenturę we Francji, a Grecja negocjowała redukcję długu nie o 30 proc., ale o 50 proc.

Gospodarka światowa
EBC skazany na kolejne cięcia stóp
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Gospodarka światowa
EBC znów obciął stopę depozytową o 25 pb. Nowe prognozy wzrostu PKB
Gospodarka światowa
Szwajcarski bank centralny mocno tnie stopy
Gospodarka światowa
Zielone światło do cięcia stóp
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Gospodarka światowa
Inflacja w USA zgodna z prognozami, Fed może ciąć stopy
Gospodarka światowa
Rządy Trumpa zaowocują wysypem amerykańskich fuzji i przejęć?