Aksamitny rozwód
Przyszłość eurolandu wydaje się tak burzliwa, że część analityków nie wyklucza podziału strefy euro na dwa bloki. Jeden z nich, z silnym, nowym euro (nieco niefortunnie nazywanym roboczo „neuro") skupiłby się wokół Berlina i obejmowałby Niemcy, Austrię, Holandię, Słowację, Luksemburg, Estonię, a w dalszej perspektywie również Polskę i Czechy. Drugi „łaciński" blok, ze słabszym euro i luźniejszą dyscypliną fiskalną, skupiałby się wokół Francji i zrzeszał głównie państwa z peryferii eurolandu.
Taka radykalna wizja z każdym dniem zdobywa coraz większe poparcie w Niemczech. Frank Schaeffler, deputowany do Bundestagu i ekspert gospodarczy partii FDP, wzywa państwa Północy eurolandu do secesji, utworzenia własnej unii walutowej i pozostawienia obecnego euro Francji oraz krajom Południa. Jego zdaniem do podziału dojdzie, gdy Północ zmęczy się dotowaniem eurobankrutów, a społeczeństwa Południa zbuntują się przeciwko zaciskaniu pasa. Plan ten zdobywa coraz większe poparcie opinii publicznej oraz polityków.
– Mamy dwa modele społeczne w Europie. Dla krajów Północy inflacja i niestabilność są zbrodnią. Południe woli skupić się na wzroście gospodarczym, nie zawracając sobie zbytnio głowy inflacją. Teraz zmuszamy Portugalię, Grecję, Hiszpanię i Włochy, by zadusiły swoje gospodarki na śmierć w celu utrzymania jedności strefy euro. To absurdalna sytuacja – twierdzi Hans-Olaf Henkel, były szef Federacji Niemieckiego Przemysłu, autor eurosceptycznej książki o wiele mówiącym tytule „Ocalcie nasze pieniądze".
Zwolennikiem stworzenia nowego bloku walutowego na gruzach obecnej strefy euro jest m.in. Jim O'Neill, szef Goldman Sachs Asset Management, twórca terminu BRIC. W jego wizji odchudzony euroland stworzyłby unię fiskalną. Znalazłoby się tam miejsce dla Francji, ale niektóre państwa, zarówno eurobankruci, jak i kraje o zdrowych finansach publicznych, np. Finlandia, mogłyby go opuścić i powrócić do narodowych walut. – Niemcy, Francja i Beneluks, czyli państwa, które rozpoczęły integrację europejską, są idealnymi kandydatami do unii fiskalnej. Dla nich nie jest ona złym pomysłem, ale dla państw, które przyłączyły się później, jest już kłopotliwą ideą – twierdzi O'Neill.
Co prawda obecnie niemieccy politycy alergicznie podchodzą do tego typu pomysłów, ale eskalacja kryzysu może zmusić ich w przyszłości do ich rozważenia. – Europejscy decydenci, zwłaszcza niemieccy i holenderscy, nie potrafią wznieść się ponad pychę i poczucie moralnej wyższości. Pozostawiają strefę euro z małą ilością amunicji do zwalczania kryzysu. To sprawia, że rozpad strefy euro jest bardzo możliwy. Nie skończy się to na opuszczeniu strefy przez Grecję i być może Portugalię, jak myślą Niemcy i Holendrzy. Zagrożenie to dotyczy również Francji. „Serce" strefy euro może się składać jedynie z Niemiec, Austrii, Holandii, Finlandii i Luksemburga. To oznacza, że Francja i Niemcy nie miałyby wspólnej waluty – prognozuje Simon Tilford, ekonomista z londyńskiego Centre for European Reform.