Warto przypomnieć, że od wielu lat realizowane były różne inicjatywy i działania, które miały na celu aktywizację inwestorów detalicznych: zwiększanie wymogów informacyjnych emitentów, domów maklerskich czy funduszy inwestycyjnych, ułatwianie udziału w walnych zgromadzeniach, konieczność wdrażania polityk wynagrodzeń w notowanych spółkach etc. Niestety, nie przyniosły one oczekiwanych efektów, prawdopodobnie dlatego, że nie dotyczyły najważniejszych bolączek inwestorów. Dlatego tak ważne jest, że ktoś wreszcie zapytał, jakie są powody, dla których inwestorzy detaliczni nie chcą kupować papierów wartościowych.
Dokument poddany konsultacjom nosi chwytliwy tytuł „Retail Investor Journey” – jak rozumiem, tytułowa „podróż” ma się odnosić do peregrynacji niezbędnej przed zainwestowaniem środków na rynku kapitałowym. Zawarte w nim pytania dotyczą trzech obszarów wskazanych jako główne przyczyny ograniczające zaangażowanie inwestorów detalicznych: bariery nieregulacyjne, regulacyjne oraz trendy wpływające na zachowania tej grupy inwestorów.
W ramach pierwszego z tych obszarów autorzy dokumentu konsultacyjnego koncentrują się przede wszystkim na problemie złożoności instrumentów finansowych, kosztach i opłatach oraz na poziomie zaufania do pośredników oferujących inwestycje, co oczywiście zanurzone jest w tematyce edukacji finansowej. Jest jednak sporo pytań sformułowanych w sposób na tyle otwarty, że daje to możliwość przedstawienia przez respondentów wszelkich problemów ograniczających czy utrudniających dostęp inwestorów detalicznych do rynku kapitałowego, które wprost nie wynikają z regulacji.
Obszar regulacyjny z kolei skoncentrowany został na kwestiach związanych z poziomem ujawnień informacyjnych na rzecz inwestorów detalicznych, przy czym nie chodzi tu o obowiązki informacyjne spółek, ale podmiotów świadczących usługi, czyli głównie domów maklerskich i funduszy inwestycyjnych. Przede wszystkim są to informacje dotyczące oferowanych produktów finansowych i jest to pewnego rodzaju próba oceny, na ile wymogi wynikające z dyrektywy MiFIDII rzeczywiście spełniają swoją rolę, tj. na ile pomagają one w podjęciu decyzji inwestycyjnej. Z pytań przebija cień refleksji, że od przybytku głowa może zaboleć, że nadmiar informacji może utrudniać podjęcie decyzji lub wręcz zniechęcać do udziału w rynku.
Podobne pytania i wątpliwości dotyczą konieczności przeprowadzania testów odpowiedniości zarówno w przypadku doradzania nabywania jakiegoś instrumentu finansowego, jak i wówczas, kiedy do transakcji dochodzi z inicjatywy inwestora. Zwłaszcza w tym drugim przypadku wzbudza to wiele kontrowersji, gdyż niejako zmusza to inwestora do poparcia swojej decyzji deklaracją znajomości rynku w danym zakresie. Oczywiście jest to jakaś dodatkowa forma ochrony (z odpowiedzi dowiemy się, w jakim zakresie), ale z drugiej strony bardzo wydłuża proces inwestycyjny i zniechęca do zaangażowania na regulowanym rynku kapitałowym. Tym bardziej, że w wielu instytucjach przeprowadzenie tych testów ma na celu wyłącznie ograniczenie odpowiedzialności tych instytucji, a nie ma charakteru edukacyjnego, tj. w przypadku braku zrozumienia jakiegoś zagadnienia nie ma odesłania inwestorów do materiałów, z których można by się było tego nauczyć.