Jak się okazuje umiejętności zdobyte na polu walki przydają się też w branży finansowej. Banki boleśnie doświadczone przez regulatorów chcą uniknąć powtórki takich przypadłości jak chociażby manipulacje kursami walut, czy stopami procentowymi, które kosztowały je już kilkadziesiąt miliardów dolarów.
Tacy profesjonaliści jak Linnehan mają monitorować komunikację elektroniczną w bankach inwestycyjnych, a w praktyce kontrolować niemal każdy aspekt zachowań pracowników począwszy od tego ile czasu poświęcają na palenie papierosów po strony internetowe, które często odwiedzają. Szpiedzy mają w porę wychwycić potencjalnych manipulatorów oraz traderów (rogue traders), którzy oszukańczymi czy nieodpowiedzialnymi transakcjami mogą zaszkodzić firmie bądź jej klientom.
- Zamykanie drzwi stajni z której uciekł koń nie ma sensu - twierdzi Linnehan pracujący w nowojorskiej placówce londyńskiego banku. Jest tam po, jak powiada, by „zidentyfikować potencjalne problemy zanim staną się kłopotliwe".
Agenci nawykli do tropienia terrorystów i rozpracowywania zorganizowanej przestępczości znaleźli lukratywne zajęcie gwarantujące im co najmniej podwojenie zarobków. A przecież metody analizy głosu, tekstu czy poczty elektronicznej w służbie dla kraju niewiele różnią się od technik wyławiania podejrzanych zachowań pracowników banków. Byli szpiedzy są więc naturalnym wyborem dla banków.
- Ludzie pracujący w wywiadzie wojskowym potrafią w taki sposób złożyć w całość szczątkowe dane zawarte komunikatach, płynące z zachowań by przewidzieć kolejny atak terrorystyczny czy też coś o wiele gorszego niż to z czym mamy do czynienia - wskazuje Ben Bair, szef działu dochodzeniowego w Barclays.