Czeski i węgierski bank centralny zasygnalizowały, że znów mogą poluzować politykę pieniężną. Choć podobnie jak NBP mają problem ze zbyt niską dynamiką cen, nie kryją, że głównym argumentem za łagodzeniem polityki pieniężnej jest presja na ich waluty, która może się pojawić, gdy Europejski Bank Centralny zgodnie z oczekiwaniami ekonomistów w marcu obniży stopę depozytową głębiej poniżej zera i zwiększy skalę programu QE.
Gubernator Narodowego Banku Czech (CNB) przyznał nawet, że może sobie wyobrazić konieczność wprowadzenia ujemnej stopy procentowej (główna stopa tej instytucji wynosi 0,05 proc.). Na Węgrzech główna stopa procentowa wynosi 1,35 proc., ale blisko zera jest już stopa depozytowa (0,1 proc.) i ekonomiści nie wykluczają, że zostanie ona jeszcze obniżona.
Polityka ujemnych stóp procentowych w Polsce to czysta fantastyka. – NBP ma w tej chwili inne zmartwienia niż banki centralne Czech i Węgier. One próbują uniknąć umocnienia walut, a złoty mocno się ostatnio osłabił i istnieje ryzyko, że osłabi się jeszcze bardziej, np. z powodu kontynuowania planów przewalutowania kredytów frankowych – wskazuje Mikołaj Raczyński, zarządzający funduszami obligacji w Noble Funds TFI.
Nie wyklucza jednak, że w połowie roku, gdy notowania złotego się ustabilizują, RPP zdecyduje się na jakąś formę łagodzenia polityki pieniężnej. Prawdopodobna jest według niego obniżka stopy rezerw obowiązkowych z obecnego poziomu 3,5 proc., a także niekonwencjonalne działania wzorowane na programie Narodowego Banku Węgier, mającym na celu zwiększenie udziału krajowych inwestorów w rynku papierów skarbowych i w efekcie obniżenie kosztów finansowania pomysłów rządu.
– Biorąc pod uwagę, że agencja S&P uzasadniła cięcie ratingu Polski zagrożeniami dla niezależności NBP, taka niekonwencjonalna polityka pieniężna wydaje mi się mało prawdopodobna – uważa jednak Jakub Borowski, główny ekonomista Credit Agricole Bank Polska. Według niego RPP w lipcu zdecyduje się na konwencjonalną obniżkę stopy referencyjnej o 0,5 pkt proc.