Te słowa wyraźnie wpłynęły na notowania czarnego złota. W czwartek baryłka ropy odmiany Brent kosztowała już blisko 75 USD, najwięcej od listopada 2014 r. W piątek od rana cena tego surowca była nieco poniżej tego wieloletniego maksimum, ale pozostawała stabilna. Po wypowiedzi Trumpa spadła o niemal dolara, do niewiele ponad 73 USD.
W ciągu roku ropa naftowa podrożała o blisko 40 proc. Przyczyniła się do tego w dużej mierze polityka Organizacji Krajów Eksportujących Ropę (OPEC) oraz państw z tym kartelem sprzymierzonych, w tym Rosji. Od początku 2017 r. ta grupa producentów ropy ogranicza jej wydobycie, aby podbić ceny, które wcześniej malały w związku ze wzrostem wydobycia czarnego złota w USA. W tym tygodniu surowiec drożał m.in. na fali doniesień ze spotkania komitetu technicznego OPEC w Dżuddzie w Arabii Saudyjskiej. Wynika z nich, że w ocenie przedstawicieli kartelu globalny rynek ropy jest już mniej więcej w równowadze. Ale część jego członków, m.in. Arabia Saudyjska, chciałaby jeszcze wyższych cen, sięgających 80, a nawet 100 USD za baryłkę. A to sugeruje, że ograniczenia produkcji w państwach OPEC, które formalnie obowiązują do końca br., mogą zostać utrzymane dłużej. Tymczasem analitycy banku Goldman Sachs wskazują na szybko rosnący popyt na paliwo w Azji.
Większość analityków nie spodziewa się jednak dalszego wzrostu cen ropy. Przeciwnie, przeciętnie oczekują, że cena baryłki ropy Brent ustabilizuje się w najbliższych kwartałach w pobliżu 65 USD. Te prognozy od początku roku wzrosły tylko minimalnie. To odzwierciedlenie przekonania, że amerykańscy producenci są w stanie szybko uzupełnić ewentualne niedobory ropy na rynku.
Sprawy komplikuje polityka, m.in. zbliżająca się decyzja USA w sprawie sankcji ekonomicznych wobec Iranu. Zdaniem Ole Hansena, głównego stratega surowcowego Saxo Banku, czynniki geopolityczne mogą jednak tylko przejściowo podbić notowania ropy. Na koniec roku za baryłkę Brenta zapłacimy według niego 67 USD.