Brytyjski rząd kierowany przez Theresę May zachwiał się z powodu przedstawionej przez nią propozycji umowy z Unią Europejską w sprawie brexitu. W proteście przeciwko tej umowie dymisje złożyli w czwartek rano Dominic Raab, minister ds. brexitu, Shailish Vaara, minister ds. Irlandii Północnej, i Esther McVey, minister ds. zabezpieczenia socjalnego. Możliwe są kolejne dymisje, a w grze może być również głosowanie nad wotum nieufności wobec premier May. Rozpoczęto już zbieranie poparcia dla wniosku o odwołanie pani premier.
W reakcji na serię dymisji w brytyjskim rządzie funt tracił w czwartek 1,7 proc. wobec dolara. Za 1 funta płacono nawet 1,27 USD, czyli kurs wrócił na podobny poziom jak na początku listopada. Brytyjski indeks giełdowy FTSE 100 balansował między niewielkimi zwyżkami a lekkimi spadkami, ale mocno traciły akcje niektórych spółek koncentrujących się na rynku brytyjskim. Np. papiery banku RBS traciły ponad 6 proc., a Royal Mail ponad 5 proc.
Manewry w parlamencie
Jak doszło do tego kryzysu politycznego? W środę premier May przez pięć godzin debatowała ze swoimi ministrami na temat projektu brexitowej umowy. Po zakończeniu spotkania ogłosiła, że rząd będzie działał na rzecz przyjęcia tej porozumienia z UE w zaproponowanej wersji. Kilku ministrów sprzeciwiło się umowie, ale byli oni w mniejszości.
Projekt umowy przedstawiony przez rząd wzbudza kontrowersje m.in. dlatego, że przewiduje możliwość przedłużenia na wiele lat okresu przejściowego po brexicie. Maksymalne przedłużenie tego okresu określono jak na razie jako rok „202x", czyli pozostawiono tę kwestię do sprecyzowania. Projekt umowy przewiduje również unię celną Wielkiej Brytanii z UE. Władze w Londynie nie będą więc mogły ustalać własnych ceł i wykorzystywać ich jako karty przetargowej w negocjacjach handlowych z innymi krajami. W kwestii granicy w Irlandii Północnej i obowiązującej tam polityki celnej przyjęto tymczasowe rozwiązanie przewidujące, że nie będzie tam tzw. twardej granicy z kontrolą celną, a będą obowiązywały w pełnym zakresie unijne regulacje dotyczące wspólnego rynku. Tymczasem dostęp brytyjskich firm finansowych do unijnego rynku będzie na zasadzie wzajemności, czyli regulowany podobnie jak w przypadku firm amerykańskich czy japońskich. Premier May udało się osiągnąć jednak sukces w sprawie tego, jak będą rozstrzygane spory z UE po brexicie. Trafią one do specjalnego panelu arbitrażowego, a tylko wyjątkowo do Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej.
Donald Tusk, przewodniczący Rady Europejskiej, zapowiedział, że 25 listopada odbędzie się unijny szczyt, na którym zostaną ustalone ostatnie szczegóły dotyczące umowy brexitowej. Sama umowa ma zostać na nim przyjęta. Później zostanie poddana pod głosowanie w brytyjskim parlamencie. Na razie wygląda na to, że przeciwko umowie będzie część deputowanych Partii Konserwatywnej (co najmniej 84) i Demokratyczna Partia Unionistyczna. Uważają oni, że premier May poszła na zbyt duże ustępstwa. Szkocka Partia Narodowa, Liberalni Demokraci, walijscy nacjonaliści i zieloni będą przeciw, ale dlatego, że nie chcą brexitu i liczą na drugie referendum w tej sprawie. Do przyjęcia umowy potrzeba będzie 320 głosów. Będzie niezbędne więc zdobycie poparcia części deputowanych Partii Pracy, która również patrzy na umowę sceptycznie.