Stało się tak, choć spółka ponosi od kilku lat straty i nie jest znana poza rynkiem lokalnym. Agencja Bloomberga ustaliła jednak, że w ostatnich miesiącach jej akcje były kupowane przez wielkie fundusze takie jak: BlackRock, Vanguard Group czy Northern Trust Corp. Prawdopodobnie stało się tak po tym, jak papiery tej firmy zostały uznane za wystarczająco płynne, by je włączyć do indeksów MSCI.

Tylko przez ostatnie 12 miesięcy akcje China Ding Yi Feng Holdings zyskały ponad 200 proc., co czyni tę spółkę najmocniej zyskującą w tym okresie wśród firm z indeksu MSCI All Country World. Kapitalizacja tego holdingu wynosi nieco ponad 4 mld USD. Współczynnik ceny akcji do wartości aktywów netto przypadających na akcję sięga dla tej firmy aż 95. To czyni ją jedną z najwyżej wycenianych firm giełdowych na świecie. Nie może się ona przy tym pochwalić żadnymi spektakularnymi sukcesami. W ostatnich latach zdarzało jej się kupować mniejszościowe udziały w spółkach, których akcje traciły potem po ponad 80 proc. na wartości. Agencja Bloomberga ocenia, że zadziwiająco duża zwyżka akcji tej spółki może stawiać pod znakiem zapytania standardy nadzoru w Hongkongu.

– Fundamenty w żaden sposób nie uzasadniają takiej zwyżki ceny akcji tej spółki – twierdzi Li Yuanrong, dyrektor w chińskim funduszu venture capital 20VC.

Podejrzenia mogłaby wzbudzić wśród inwestorów również osoba szefa tego holdingu. Jest nim Sui Guangyi, który przedstawia się w materiałach promocyjnych jako „legenda inwestycyjna" i porównuje się do taki znanych inwestorów jak Warren Buffett czy George Soros. Utrzymuje, że był inżynierem, szefem wielkiej firmy i chińskim oficjelem rządowym, ale od 2000 r. poświęcił się w pełni inwestowaniu.

Chwali się, że połączył tradycyjną chińską wiedzę z nowoczesnym inwestowaniem oraz że stworzył „teorię inwestycyjną zen oraz i-ching". Zen to nurt buddyzmu, a „I-ching" to starożytna chińska księga wróżbiarska.