Narodowy Bank Polski potwierdził w piątek to, na co wskazywały już publikowane wcześniej dane GUS: do spadku inflacji w maju do 13 proc. rok do roku z 14,7 proc. w kwietniu przyczynił się nie tylko wolniejszy wzrost lub nawet spadek cen paliw, nośników energii i żywności, ale też wolniejszy wzrost towarów i usług z pozostałych kategorii.
Już zanim GUS podał wstępny szacunek inflacji w maju, ankietowani przez „Parkiet” ekonomiści przeciętnie oceniali, że inflacja bazowa zwolniła do 11,9 proc. z 12,2 proc. Miały się do tego przyczynić m.in. efekty sezonowe, takie jak zniżki cen odzieży. Okazało się jednak, że spadek inflacji bazowej miał szerszy zakres i był głębszy.
Z piątkowych danych NBP wynika, że w maju zmalała najpopularniejsza miara inflacji bazowej (wskaźnik cen konsumpcyjnych po wyłączeniu paliw, nośników energii i żywności), jak i trzy pozostałe publikowane przez bank centralny. Najbardziej, z 14 do 12,1 proc. rok do roku, spadła dynamika wskaźnika cen konsumpcyjnych (CPI) po wyłączeniu cen administrowanych.
Czytaj więcej
Inflacja w Polsce spada szybciej od oczekiwań, ale sytuacja inflacji bazowej jest najgorsza w regionie. Od szczytu w Polsce spadła o 0,7 pp, w Czechach o 6,1 pp, na Węgrzech o 2,8 pp, w Rumunii o 1,8 pp.
Spadek inflacji bazowej teoretycznie wskazuje na to, że inaczej niż w marcu i kwietniu, do wyhamowania inflacji ogółem przyczynią się nie tylko normalizacja cen surowców, ale też wygasanie krajowej (związanej z popytem oraz sytuacją na rynku pracy) presji na wzrost cen. Ekonomiści mają jednak co do tego wątpliwości.