G.M.
: Co do inwestycji publicznych, to ja też nie mam wątpliwości, że one ruszą, bo fundusze unijne zostaną w końcu uruchomione. Ale wzrost gospodarczy powinniśmy budować na inwestycjach prywatnych. Jest wiele czynników, które powinny im sprzyjać. Firmy mają wysokie wykorzystanie mocy wytwórczych i dobre wyniki finansowe, do tego mamy rekordowo niskie stopy procentowe i przyzwoity wzrost popytu. Ale z moich spotkań z przedsiębiorcami wynika, że oni mimo wszystko decyzje inwestycyjne opóźniają. I to trudno wytłumaczyć inaczej niż niepewnością. Z jednej strony dotyczy ona polityki podatkowej, z drugiej otoczenia prawnego w kontekście sporu o Trybunał Konstytucyjny, a teraz jeszcze doszedł Brexit. Mam wrażenie, że firmy nie zaczną inwestować, dopóki nie dojdą do bariery podażowej.
I.M.
: Pamiętajmy jednak, że mieliśmy po wyborach masę zmian kadrowych w administracji, w spółkach Skarbu Państwa. To też mogło zahamować inwestycje w I kwartale.
J.J.
: Kolejny aspekt to zwiększenie przez banki kosztów kredytu w reakcji na podatek od banków. Mógł to być jeden z czynników, który był brany pod uwagę przez potencjalnych inwestorów.
I.M.
: Czynnikiem niesprzyjającym inwestycjom jest też deflacja, o czym się zapomina. Płace rosną dziś szybciej niż wydajność pracy. W efekcie zwiększa się udział wynagrodzeń w kosztach produkcji. A firmy nie mogą podnieść cen produkcji sprzedanej. To nie może trwać w nieskończoność. Albo inflacja przyspieszy i firmy odzyskają siłę cenową, albo zaczną zawężać się ich marże. Wtedy firmy będą ograniczały inwestycje. W I kwartale rzeczywiście było jeszcze wiele czynników przejściowych, które tłumaczą spadek inwestycji, ale ta globalna presja dezinflacyjna w połączeniu z rozgrzanym polskim rynkiem pracy może wywołać bardziej długotrwałe ochłodzenie w inwestycjach.
Ale przecież za deflację odpowiada głównie spadek cen surowców, co akurat ogranicza koszty firm. Poza wszystkim, okres deflacji dobiega już chyba końca.
G.M.
: Od pewnego czasu mamy już deflację na poziomie indeksu cen konsumpcyjnych z wyłączeniem cen energii i żywności. Zgadzam się więc, że deflacja może być dla firm problemem. Ale sposobem neutralizacji małej siły cenowej polskich producentów jest eksport. Eksporterzy mają wyższe marże, niż firmy skoncentrowane na lokalnym rynku. Przedsiębiorcy mają tego świadomość, stąd rośnie odsetek eksporterów wśród firm.
J.J.:
W najbliższych miesiącach mogą zapaść decyzje, które podniosą ceny wody i energii elektrycznej dla firm. Do tego dochodzi słabszy złoty. W połączeniu ze wzrostem płac to może zmusić firmy do podnoszenia cen końcowych. Myślę jednak, że będą w stanie to zrobić. Polskie firmy mają sporą przewagę konkurencyjną, podwyżki cen nie muszą oznaczać, że nagle nasze produkty przestaną być atrakcyjne cenowo w porównaniu z zagranicznymi. Efektem będzie wyższa inflacja w przyszłym roku.
G.M.
: W cenach producentów pierwsze sygnały końca deflacji już widać. W III bądź IV kwartale indeks cen produkcyjnych (PPI) może zacząć rosnąć, indeks cen konsumpcyjnych pewnie nieco później.
M.K.
: Pamiętajmy, że gdy deflacja pojawiła się w 2014 r., wszyscy byli przekonani, że to zjawisko utrzyma się najwyżej kilka miesięcy. Teraz nie można wykluczyć, że deflacja przeciągnie się nawet na początek 2017 r.
Trwałość deflacji jest zaskakująca w świetle dobrej koniunktury na rynku pracy i programu 500+, który przecież został uruchomiony już dwa miesiące temu. Ta kombinacja miała, jak sądzili niektórzy, doprowadzić do konsumpcyjnego boomu. Dlaczego go nie widać?
M.K.
: Efekty 500+ zobaczymy raczej w II połowie roku. Do 1 lipca można jeszcze było składać wnioski o wypłatę świadczeń zaległych, tj. przysługujących od uruchomienia programu. Są już zresztą pewne dowody na to, że konsumpcja za sprawą Programu 500+ przyspiesza, np. wzrost liczby rejestrowanych aut czy większe zainteresowanie koloniami dla dzieci.
I.M.
: Możliwe, że pieniądze z 500+ w pierwszej kolejności zostały przeznaczone na spłatę zadłużenia gospodarstw domowych. Ale niezależnie od tego, mnie to nie dziwi, że boomu konsumpcyjnego nie ma. W okresie dobrej koniunktury konsumpcja zwykle rośnie wolniej niż dochody gospodarstw domowych, a w okresach słabej koniunktury szybciej.
G.M.
: Wzrost konsumpcji stopniowo zresztą przyspiesza i pozostanie głównym motorem wzrostu, bo inwestycje będą rosły wolniej. To niestety nie jest optymalna struktura wzrostu na dłuższą metę.
Część ekspertów ostrzegała, że 500+ doprowadzi do spadku aktywności zawodowej kobiet. Można już powiedzieć, na ile uzasadnione były te ostrzeżenia?
M.K.
: Na razie widzimy i słyszymy, że niektóre sieci handlowe po to właśnie, aby zapobiec odejściom z pracy, podnoszą płace relatywnie mało zarabiającym pracownikom.
I.M.
: Gdyby potwierdziło się, że 500+ prowadzi do spadku aktywności zawodowej kobiet, to będzie trzeba ten program wygasić. Oczywiście nie nominalnie, tylko realnie, nie waloryzując świadczeń. Bo to byłby efekt bardzo niepożądany. I bez tego zbliżamy się do momentu, gdy zatrudnienie w Polsce zacznie maleć z powodów demograficznych. W takiej sytuacji nie będziemy w stanie utrzymać tempa wzrostu na poziomie 3,5 proc., tylko raczej 2,5 proc. Nie mówię o latach 2017–2018, tylko kolejnych, gdy niekorzystne trendy demograficzne zbiegną się w czasie z okresem, gdy Polska będzie dostawała mniej funduszy z UE.
M.K.
: Zgadzam się, że rynek pracy w Polsce stoi przed bardzo dużymi wyzwaniami. Jeśli 500+ nie zwiększy liczby urodzeń, to nie poradzimy sobie bez napływu imigrantów. Problem w tym, że wiele krajów liczy na imigrantów, więc ostatecznie może się okazać, że ich pozyskanie też będzie problemem.
G.M.
: Właśnie dlatego wszelkimi możliwymi sposobami powinniśmy dążyć do wzrostu aktywności zawodowej. Tymczasem rząd myśli o obniżce wieku emerytalnego, a program 500+, jak już mówiliśmy, może osłabiać aktywność zawodową ludzi w mniej zamożnych regionach kraju. A nawet tam, gdzie formalnie jest dwucyfrowe bezrobocie rejestrowane, firmy już dziś mają problemy ze znalezieniem pracowników.
J.J.
: Trzeba sobie jednak zdawać sprawę, że program 500+ może też wspierać aktywność zawodową kobiet, np. skłaniając je do zapłacenia za opiekę nad dziećmi.
Podsumujmy: co czeka polską gospodarkę w najbliższych kilku kwartałach?
G.M.
: W horyzoncie roku utrzymamy się na ścieżce solidnego wzrostu. Do 4 proc. pewnie nie dojdziemy ze względu na otoczenie zewnętrzne, ale stabilizacja na poziomie 3,5 proc. też jest dobrym wynikiem. Szkoda tylko, że nasz wzrost napędzany jest głównie konsumpcją, co z jednej strony jest rezultatem dobrej koniunktury na rynku pracy, a z drugiej luźną polityką fiskalną. Głównym zagrożeniem dla nas jest obecnie otoczenie zewnętrzne, negatywnie oddziałujące na nastroje przedsiębiorców.
M.K.
: Mam podobne wnioski. Na początku br. byłam nieco większą optymistką. Teraz nie sądzę, aby wzrost PKB powyżej 3,5 proc. był realny. Gospodarkę hamować będzie niestety niewystarczający poziom inwestycji.
I.M.
: Ja nie widzę obecnie czynników, które mogłyby wybić polską gospodarkę z obecnej ścieżki wzrostu w tempie 3,5 proc. Ale jeśli miałoby to tego dojść, to raczej byłoby to wybicie w dół. Nie wykluczam, że pogarszająca się atmosfera wokół Polski, wstrzymywanie się zachodnich firm z inwestowaniem u nas, w połączeniu z nie najlepszą perspektywą światowej gospodarki sprawią, że w najbliższych 4–6 kwartałach będziemy się rozwijali raczej w tempie 3 proc., a nie 3,5 proc.
G.M.
: Mnie bardziej martwi dłuższy horyzont, powiedzmy pięcioletni, gdy zderzymy się z barierą demograficzną, a środki z UE przestaną napływać. Na dodatek będziemy mieli ograniczone możliwości pobudzenia gospodarki, bo deficyt budżetowy będzie wysoki, a stopy procentowe niskie. Dlatego już dziś trzeba myśleć, co z tym zrobić.
J.J.
: Sądzę, że rząd właśnie o tym myśli, ale na razie mamy z tego powodu mnóstwo dodatkowej niepewności. Nie zmieniam znacząco swojego dotychczasowego scenariusza wzrostu gospodarczego dla Polski. Biorąc pod uwagę otoczenie międzynarodowe, wzrost gospodarczy w Polsce jest nadal solidny. Niespodzianka in minus w postaci większego od oczekiwanego spadku dynamiki inwestycji jest nadal częściowo kompensowana nadwyżką w handlu zagranicznym. Mamy natomiast do czynienia z wyjątkowo dużą niepewnością związaną z decyzjami politycznymi. Odnosi się to zarówno do sytuacji międzynarodowej, jak i krajowej.