WIG20 zyskał 0,68 proc., podczas gdy w trakcie poprzednich trzech sesji stracił 3,28 proc. Nieco wolniej poszły w górę indeksy średnich i małych spółek: mWIG40 wzrósł o 0,47 proc., sWIG80 zyskał symboliczne 0,07 proc. Co ciekawe, idealnie równa była proporcja firm drożejących do tych tracących na wartości (w obu przypadkach było to 42 proc. rynku).
Z punktu widzenia analizy technicznej wczorajsza zwyżka ma znaczenie o tyle, że udało się zahamować opadanie WIG20 pod własnym ciężarem w kierunku majowego dołka (2270 pkt), a tym samym niwelowanie silnego odbicia z ostatniego tygodnia maja. Na tym jednak znaczenie poprawy nastrojów się właściwie kończy. Sytuacja nie zmieniła się bowiem ani w krótkim horyzoncie inwestycyjnym, ani tym bardziej w długim.
Jeśli chodzi o ocenę sytuacji w perspektywie kilkunastu tygodni, to obraz jest ciągle klarowny. Nie wydarzyło się nic, co kazałoby obwieścić koniec trendu spadkowego rozpoczętego w połowie maja. Zgodnie z logiką owej tendencji należy ciągle traktować jako scenariusz bazowy powrót WIG20 do majowego dołka, a później pogłębienie go. Logika ta podpowiada również, że rynek jest bardzo wyczulony na wszelkie negatywne informacje, więc o impuls do dalszej wyprzedaży może być łatwo.
Jako scenariusz czysto hipotetyczny należy natomiast traktować dalszą poprawę nastrojów prowadzącą do przebicia kluczowego obecnie poziomu oporu (lokalny szczyt z 31 maja - 2433,8 pkt na zamknięciu), lub trwałe odbicie od majowego dołka (2270 pkt), a następnie powstanie optymistycznej formacji podwójnego dna.
Na szczęście analiza techniczna nie wymaga wcale od uczestników rynku podejmowania prób zgadywania, który scenariusz wygra, czy też uprzedzania faktów. Wystarczy biernie obserwować sytuację i odpowiednio reagować. Dopóki WIG20 znajduje się poniżej wspomnianego szczytu z 31 maja (2433,8 pkt), w krótkim terminie trzymanie akcji jest wciąż ryzykowne. Jeśli szczyt zostanie pokonany, trend spadkowy trwający od połowy kwietnia załamie się, co część inwestorów może potraktować jako sygnał kupna.