W rezultacie najważniejsze globalne parkiety prezentowały się wczoraj w kolorze czerwonym. W obawie przed pogłębioną dekoniunkturą w światowej gospodarce zniżkowały również ceny surowców, w tym ropy i miedzi.
Czarną serię zapoczątkował Ben Bernanke, który nie zdecydował się na wykorzystanie żadnego z narzędzi, które posiada w swoim arsenale. Nie zdecydował się na luzowanie ilościowe, ani też nie wydłużył czasu utrzymywania rekordowo niskich stóp procentowych powyżej 2012 roku. Z wachlarza posiadanych możliwości nie skorzystał również Europejski Bank Centralny. Choć zmartwiło to rynki, trudno doszukiwać się tu wielkiej niespodzianki. Obniżka stóp procentowych była mało prawdopodobna, gdyż inflacja utrzymuje się na niesatysfakcjonującym poziomie. Natychmiastowe zakupy aktywów nie wchodziły w ogóle w rachubę, natomiast kolejne LTRO także należało włożyć między bajki, biorąc pod uwagę ostatnie dane o polityce kredytowej banków w strefie euro. Mario Draghi ograniczył się jedynie do pomachania inwestorom marchewką i obiecał, że jeżeli będzie jeszcze gorzej, EBC jest gotów zareagować, jednak na razie do roboty muszą zabrać się administracje rządowe. Skutek? Ogólny obraz rynku nie zmienił się ani o jotę. Pogłębiająca się recesja w strefie euro, hamujący wzrost na świecie i rosnące z dnia na dzień ryzyko kolejnej niewypłacalności w strefie euro będą dalej ciążyć nad rynkami. Biorąc pod uwagę ostatnie odczyty PMI dla przemysłu, sytuacja szybko się nie zmieni, a dzisiejsze wskaźniki dla sektora usług, zapewne tylko ten trend potwierdzą.