Co prawda na koniec środowej sesji sWIG80, jak i mWIG40 były nadal ponad 30 proc. powyżej poziomu ubiegłorocznego dołka, ale dla WIG ten wzrost wynosił już tylko 22,5 proc., nie mówiąc o WIG20, który był już jedynie 10,1 proc. wyżej niż w dołku bessy. Silna przecena była kontynuowana w trakcie czwartkowej sesji – WIG20 zmierzał w stronę dołka z 2012 r. w stylu spadków z czerwca/lipca 2002 r. Czwartkowemu załamaniu na GPW towarzyszyło silne odbicie w górę cen akcji na giełdach zagranicznych, co można zinterpretować jako negatywną ocenę ze strony rynków próby rządu obejścia konstytucyjnych limitów długu publicznego. Obecne działania rządu – jeśli zostaną wdrożone – w długim terminie oznaczają zapewne wprowadzenie naszego kraju na grecką ścieżkę, choć w perspektywie kilku najbliższych lat (czyli przynajmniej do wyborów w 2014 i 2015 r.) pozwoliłyby na utrzymanie nadmiernych wydatków budżetu i odroczenie wprowadzenia koniecznych reform, co pozytywnie wpływałoby na bieżącą koniunkturę gospodarczą.
Rynek z niepokojem patrzy w stronę rządu
Od czasu przeprowadzenia w 2010 r. podobnej operacji przez rząd Węgier, względna siła BUX wobec WIG systematycznie spadała i pół roku temu sięgnęła najniższego poziomu od ponad 14 lat. Silny spadek cen akcji w czwartek sugeruje, że inwestorzy najwyraźniej nie ufają zapewnieniom przedstawicieli rządu, że podaż akcji nie grozi w żadnym z proponowanych wariantów. Co ciekawe, brak podobnej paniki na rynku obligacji i złotego sugerował, że niepokój inwestorów dotyczył przede wszystkim dalszych losów rynku akcji.
Wszystko to rozgrywa się w sytuacji, w której na większości giełd na świecie już trzeci dzień trwało wyraźne odbicie, któremu towarzyszyły również zwyżki cen obligacji. Rentowność tych ostatnich spadała po największym od lat jej wzroście. 7-tygodniowa zmiana rentowności 10-letnich obligacji w USA była jeszcze kilka dni temu najwyższa od końca 2010 r., w przypadku zaś polskich obligacji z równie silnym 7-tygodniowym skokiem rentowności (o przynajmniej 1 pkt proc.) mieliśmy w minionej dekadzie do czynienia jedynie kilkakrotnie. Zwykle działo się to na początku rynków „niedźwiedzia", ale przed silną korektą wzrostową cen obligacji. Wydaje się, że teraz powinno być podobnie.
Ogólny układ koniunktury na globalnym rynku najbardziej przypominał ten sprzed kryzysu azjatyckiego z 1997 r.: generalnie silne zachowanie rynków rozwiniętych i systematyczne, ale początkowo selektywne słabnięcie rynków „wschodzących". Na razie wieloletnie minima zaliczyły ostatnio brazylijska Bovespa i indeks giełdy w Szanghaju. Bardzo to przypomina zachowanie niektórych rynków azjatyckich z 1996 r., tak jak ostatnio ujawnione plany Fed kończenia „quantitative easing" kojarzą się z wprowadzaniem „tightening bias" w 1996 r. Do tej pory można było zakładać, że nasz rynek jeszcze długo pozostanie odporny na te spójne z hipotezą „Chinageddonu" w 2014 r. procesy, co pozwoli na dokończenie pełnowymiarowej cyklicznej hossy na rynku akcji. Ostatnie działania rządu spowodowały pojawienie się Polski w negatywnym kontekście na radarach globalnych graczy, co przy trwającym spadku apetytu na aktywa EM na razie wywarło fatalny wpływ na koniunkturę na GPW.