Jest to szczególnie widoczne na krajowym parkiecie, gdzie WIG20 kontynuuje, bez żadnych przeszkód, rajd rozpoczęty na początku grudnia. W efekcie warszawski indeks znalazł się na szczycie rankingu najlepszych tegorocznych giełd na świecie i to licząc w twardej walucie. Przed nami indeks giełdy z Dubaju, a za nami ubiegłoroczny lider, czyli Bovespa.

Te sześć wzrostowych sesji z rzędu to chyba najlepszy początek roku na naszej giełdzie od 2006 r. W takich warunkach trudno się dziwić, że wskaźnik nastrojów inwestorów indywidualnych grających na GPW (czyli INI) znalazł się właśnie na najwyższym poziomie od maja 2015 r., czyli ostatniego szczytu indeksu WIG. Do osiągniętego wtedy poziomu 57,5 tys. punktów brakuje nam już tylko 7 proc. Jeszcze w listopadzie dotarcie do tych szczytów sprzed półtora roku wydawało się prawie nierealne. Przynajmniej nie w perspektywie krótszej niż kilka kwartałów. Zaledwie sześć tygodni później, pamiętny, bo przedwyborczy, szczyt na WIG, jest w zasadzie na wyciągnięcie ręki. Poruszając się w takim tempie jak zaczęliśmy rok, możemy go zaatakować... jeszcze w styczniu.

Teoretycznie jest to możliwie, jeśli europejskie indeksy, które po zadziwiająco dobrej noworocznej sesji i kilku sesjach korekcyjnego odpoczynku przystąpią do kontynuacji grudniowych wzrostów (idąc za naszym przykładem). Jednak na przeszkodzie może stanąć nie tyle rozprzestrzeniający się jak epidemia optymizm w naszym kraju (większość biur maklerskich wychwala polskie akcje, a szczególnie spółki z WIG20), ale przede wszystkim gwałtowna poprawa nastrojów na Wall Street. Odsetek rynkowych „byków" wśród zarządzających jest tam najwyższy od wiosny 2015 r., choć trzeba przyznać, że niedowiarków (rynkowych „niedźwiedzi") cały czas jest więcej niż niecałe dwa lata temu. Jednak nawet jeśli nie uda nam się teraz przetestować poziomu 57 tys. punktów WIG, to i tak będzie to zadanie, przed którym nasza giełda zostanie w tym roku postawiona. Musimy w końcu odrobić straty, jakie ponieśliśmy względem innych rynków wschodzących w ciągu minionych miesięcy.

Nie jesteśmy przecież gorsi od pogrążonej w recesji Brazylii, której jeden prezydent został już usunięty z urzędu za korupcję, a następny czeka w kolejce...