Wzrostowa seria WIG20, która trwała tydzień, w piątek dobiegła końca. Ostatniego dnia tygodnia na parkiecie praktycznie przez cały dzień dominował kolor czerwony. Powodów do większych niepokojów raczej jednak nie ma. Po kilku dniach wzrostu, realizacja zysków wydaje się być czymś naturalnym.
Co prawda piątkowa sesja rozpoczęła się od zwyżek, jednak były one na tyle symboliczne, że trudno było do nich przywiązywać większą wagę. Co prawda wsparciem dla nas mogła być postawa innych europejskich parkietów, gdzie dominował popyt, jednak tym razem chęć realizacji wypracowanych wcześniej zysków zwyciężyła. Jeszcze w pierwszej godzinie handlu WIG20 zjechał pod kreskę i jak się okazało pozostał tam aż do końca dnia. Owszem, byki próbowały w trakcie sesji wyprowadzać kontry, przez moment nawet się wydawało, że jedna z nich zakończy się sukcesem, jednak ostatecznie nic z tego nie wyszło.
Nadzieję można było mieć jeszcze w Amerykanach, ale i ci na początku dnia giełdowego przede wszystkim sprzedawali akcje. Tym samym szanse na to, że uda nam się wyjść na plus zmalały praktycznie do zera. Ostatecznie WIG20 stracił w piątek 0,6 proc., co jak się okazało, było jednym z najgorszych wyników na Starym Kontynencie.
Oczywiście nie jest to powód do zadowolenia, ale trzeba także spojrzeć na rynek nieco szerzej. Za sobą mamy bowiem naprawdę imponującą serię zwyżek. Jeszcze tydzień temu w czwartek inwestorzy zastanawiali się, czy przypadkiem WIG20 nie zjedzie poniżej 2100 pkt. Tymczasem ostatnią sesję zakończonego właśnie tygodnia giełdowego zamknął na poziomie 2290 pkt.