W Europie dominował dzisiaj optymizm, a związany był on z sygnałami jakie wysyła Rzym w sprawie możliwości zredukowania przyszłorocznego deficytu budżetowego o 0,3-0,4 pkt. proc. Byłby to ukłon w stronę Brukseli, która przyjęła twardą postawę sprzeciwu wobec założonego pierwotnie deficytu na poziomie 2,4% PKB. Najsilniejszą reakcję widać była po stronie włoskich banków, który zyskiwały ok. 5%. Drożały także włoskie obligacje, a kluczowy spread pomiędzy ich rentownościami a oprocentowaniem niemieckich bundów spadł poniżej 300 pkt. bazowych. Lekkim pozytywem mogło być także ostateczne przypieczętowanie umowy w sprawie Brexitu na weekendowym szczycie UE. Pamiętać jednak trzeba, że jak na razie jest to dokument bez mocy prawnej i czeka on na ratyfikacje przez parlamenty wszystkich zainteresowanych stron. Z akceptacją po stronie Wielkiej Brytanii mogą być jednak niemałe trudności, więc o zażeganiu ryzyka twardego Brexitu mowy jeszcze być nie może.
Lokalnie tylko początek sesji wyglądał okazale z próbą podejścia głównego indeksu pod poziom 2250 pkt. Od początku szwankowała jednak aktywność handlu, więc poważni inwestorzy stali z boku. Z biegiem czasu nasz rynek zaczął coraz bardziej słabnąć, a kulminacja ruchu spadkowego miała miejsce po informacji o podpisaniu przez prezydenta Ukrainy Petra Poroszenki dekretu wprowadzającego w kraju stan wojenny na dwa miesiące. Wiązało się z to z niedzielnym incydentem na Morzu Azowskim, gdzie dwa ukraińskie kutry oraz holownik zostały najpierw ostrzelane, a następnie zajęte przez rosyjskie siły specjalne. Ponownie więc zawrzało wokół naszego wschodniego sąsiada, co od poranka obniżało kursy akcji tamtejszych spółek notowanych na GPW. Najwyraźniej jednak na mniej płynnym rynku także ogólny parkiet ucierpiał na niekorzystnych doniesieniach ze wschodu. Ostatecznie indeks WIG20 stracił 0,5%, co nie jest dużą stratą, ale na tle zwyżki niemieckiego DAX-a o ok. 1,5% słabość GPW wyraźnie rzucała się w oczy. Wstępnie można zakładać, że mało prawdopodobna wydaje się nowa faza agresji Rosji na Ukrainę, choć oczywiście i takiego scenariusza nie można w pełni wykluczyć. Inwestorzy dmuchali więc na zimne, stąd defensywna postawa parkietu, mimo optymizmu płynącego z otoczenia.