Śmiało można stwierdzić, że już dzień wcześniej z bardzo dużym prawdopodobieństwem można było przewidzieć to, co stanie się na GPW w czwartek. W środę bowiem WIG20 również spadł o ponad 1 proc., natomiast ważniejsze było to, że przebił od góry linię wzrostową, która rysowała się od połowy listopada. Wówczas WIG20 startował z okolic 2160 pkt. W kilka tygodni doszedł do 2420 pkt. Z tym poziomem zmierzył się w drugiej połowie stycznia, a następnie na początku lutego. W obu przypadkach wspomniany poziom okazywał się szczytem możliwości kupujących.
Efekt był taki, że wyrysowała się formacja podwójnego szczytu, która rzadko kiedy się nie sprawdza i ostatnie dni są jej potwierdzeniem. Kupujący starali się co prawda w czwartek podejmować walkę. Nie był to mecz do jednej bramki, tak jak w środę. Z rana większość dużych spółek zwyżkowała, a właściwie jedynym kłopotem w tym gronie były notowania PGNiG. Firma zaprezentowała wstępne wyniki kwartalne, które zawiodły oczekiwania analityków. Notowania otworzyły się ponad 7-proc. zniżką, a na koniec dnia akcje PGNiG traciły prawie 6 proc. Jednak w ciągu tych paru godzin nastroje pogorszyły się także na innych blue chips.
Dokąd może zawędrować korekta na WIG20? Wydaje się, że minimum, którym zadowolą się niedźwiedzie, będą okolice 2290 pkt. ¶