Taniej nie będzie, ja już kupuję akcje

Z Romanem Karkosikiem rozmawia Adam Roguski

Aktualizacja: 23.02.2017 22:34 Publikacja: 02.01.2012 12:00

Taniej nie będzie, ja już kupuję akcje

Foto: Archiwum

Czego można panu życzyć w nowym roku?

Żeby nie był gorszy od poprzedniego, bo 2011 był naprawdę bardzo dobry. Dla spółek, które kontroluję, był rokiem rozwoju, ekspansji i poprawy wyników finansowych.

Co najlepiej zapisało się w pana pamięci, jeśli chodzi o wydarzenia na rynkach w minionym roku?

Alchemii nareszcie udało się przejąć Rurexpol, Walcownię Rur Andrzej, o którą zabiegaliśmy od wielu lat, a rozmowy z kolejnymi ministrami skarbu nie przynosiły efektu. Natomiast Boryszew, przejmując kolejne firmy z branży automotive, stał się poważnym międzynarodowym graczem w tym sektorze.

Ma pan nosa do koniunktury giełdowej, po tym gdy w sierpniu indeksy mocno tąpnęły, do dziś mocno się wahają i trudno powiedzieć, w którą stronę pójdą. Jak pana zdaniem będzie wyglądać sytuacja w tym roku? Czy kupować akcje, czy jeszcze czekać?

Rynki są zupełnie rozchwiane, wszystko jest oderwane od rzeczywistości. Wystarczy jakaś mała pogłoska i kursy skaczą w górę i w dół – nikt nie wie, co robić.

Jeśli chodzi o wyceny spółek to „szorujemy już po dnie", więc nie spodziewam się, by było jeszcze taniej. Ceny są na tyle atrakcyjne, że tylko przebierać. Ja wykorzystuję ten moment i kupuję.

Także akcje kontrolowanych przez pana spółek?

Oczywiście – bo są tanie i najlepiej je znam. Czy ktoś by pomyślał, że akcje Alchemii będą kosztować niewiele powyżej 4 zł?

Na giełdzie są oczywiście jeszcze inne bardzo tanie spółki, którym warto się przyjrzeć.

KGHM jest w promocji ostatnio...

W tym przypadku nikt nie jest w stanie powiedzieć, jak w przyszłości będą się kształtować ceny miedzi, więc zalecam ostrożność. KGHM ma bardzo wysokie koszty produkcji. Przecież kiedyś już tak było, że tona miedzi była wyceniana niżej niż koszt jej wyprodukowania. Spółka została także obciążona dodatkowym podatkiem od kopalin.

To jakim firmom się pan przygląda?

Mamy coś dużego na oku, ale na razie jesteśmy w fazie analiz.

Co to za spółka? To jakiś zupełnie nowy temat, czy pasowałaby do któregoś z już prowadzonych w pana grupie biznesów?

My mamy tyle nóg, że wszystko do nas pasuje (śmiech).

To coś dużego?

Tak, ale nic więcej nie mogę powiedzieć, myślę że w ciągu miesiąca zapadnie decyzja, czy „wchodzimy" w nowy temat, czy też nie.

Zygmunt Solorz-Żak wydał 15 mld zł na Polkomtel, KGHM chce wydać 9,4 mld zł na spółkę górniczą w Kanadzie – panu się marzy taka spektakularna transakcja?

Ja nie lubię dużych kredytów, wolę spokojnie spać.

Pracujemy nad różnymi projektami. Interesuje nas zwłaszcza rynek surowców.

O jakie surowce chodzi?

Nie mogę powiedzieć nic więcej, oprócz tego, że jest to kierunek azjatycki. Też poczekajmy jeszcze z miesiąc.

Kiedyś pan chciał szukać ropy.

Na pewno nie chodzi o żadne poszukiwania, tylko o wydobycie już udokumentowanych złóż.

A gazu łupkowego w Polsce nie będzie pan szukał?

Raczej nie – ale z uwagą obserwuję ten rynek, bo nigdy niczego wykluczyć nie można. Tak czy inaczej, liczymy na sukces tych przedsięwzięć, bo przed Alchemią jako producentem rur otworzy to zupełnie nowe możliwości.

Duże przejęcie na GPW, inwestycja w złoża – zapowiada się rzeczywiście ciekawy rok...

Tak, bo to rok okazji – trzeba tylko je umiejętnie wykorzystać.

Czekamy więc na efekty. A kryzysu się pan nie boi? Podobno stoi u bram.

Jeśli będzie poważny, to będzie miał charakter głęboko oczyszczający, więc per saldo dla przyszłej koniunktury może stanowić niezbędną bazę, od której w kolejnym cyklu zaczniemy wzrost.

Z kryzysu czy spadków na giełdzie trzeba się cieszyć, bo to najlepszy czas na zakupy.

Strefa euro się rozpadnie?

Nie sądzę, a jeśli już – to przecież na pewno nie za naszej prezydencji (śmiech).

Jak pan tak słucha polityków to ma pan poczucie, że oni wreszcie znajdą jakieś rozwiązanie?

Muszą. U nas na szczęście kondycja gospodarki jest dobra. Z powodu kryzysu w strefie euro złoty jest słaby, a to akurat pozytywne dla spółek, które kontroluję.

Czy pana spółki są przygotowane do ewentualnego spowolnienia?

Tak. Tniemy zwłaszcza koszty finansowe, ograniczamy poziom zadłużenia. Kumulujemy gotówkę w razie, gdyby coś się jednak – odpukać – stało.

Czy widać, żeby klienci ograniczali zamówienia, albo potrzebowali więcej czasu by płacić za zamówienia?

My nie dajemy długich terminów płatności.

Największa firma z grupy – Boryszew – w sektorze automotive ma zagwarantowane nowe kontrakty, które będą wchodzić w życie w 2012 i 2013 roku i obowiązywać przez sześć, siedem lat – czyli tyle, ile będzie produkowany konkretny model samochodu.

Jak się wam współpracuje z bankami, czy widać, żeby przykręcały kurek z pieniędzmi?

Nie mamy większych problemów. Ale mówię – ja nie lubię kredytów i namawiam wszystkich moich prezesów, by schodzili z zadłużenia.

Ostatnio dużo się mówiło o repolonizacji banków, ponieważ to decyzje zagranicznych banków-właścicieli powodują wstrzymanie akcji kredytowej. To dobra koncepcja?

Niestety, nie jest prawdziwa teza, jakoby dla kapitału nie miało znaczenia skąd pochodzi. Zdarzało się, że dany bank nie chciał kredytować inwestycji w sektorze, w którym były obecne firmy z kraju banku matki. Nie chciał wspomagać ich konkurencji.

Wielkie banki nie kierują się wyłącznie własnym interesem, ale często interesem kraju z którego pochodzą, bo właśnie od polityki tego kraju i od polityki jego nadzoru są w pewnym sensie uzależnione. Jednocześnie państwo wspomaga sektor finansowy, w trudnych czasach pompując w niego ogromne publiczne pieniądze. Zależności i „wdzięczność" są zatem obopólne.

Czy polskie banki wspomagałyby ekspansję polskich firm za granicą, gdyby miały taką możliwość? Pewnie nie, znając jedną z naszych fatalnych cech narodowych, czyli zawiść.

Na poprzedniej odsłonie kryzysu skorzystał najbardziej Boryszew, który przejmuje majątek upadłych producentów komponentów do aut. Czy w tym roku będziecie kontynuować ekspansję na świecie?

Spółka będzie się koncentrować na uporządkowywaniu zakupionych aktywów. To spore wyzwanie, biorąc pod uwagę skalę i rozmiar działalności. Chcemy zwiększyć efektywność całej organizacji. Ale oczywiście będziemy obserwować. co się dzieje na rynku i ewentualnie korzystać z okazji.

Boryszew bardzo szybko się rozrósł w skali globalnej, paradoksalnie to często była przyczyna kłopotów firm, które trafiły do waszej grupy.

Właścicielami przejmowanych firm, były przede wszystkim fundusze, które przeinwestowały, kupując aktywa na cenowej „górce", czyli zbyt drogo i na kredyt. Wszystkie inwestycje też były potem robione za pożyczone pieniądze – no i nawet mały kryzys wystarczył, by to wszystko runęło.

My kupujemy po rozsądnych cenach uwzględniających ponoszone ryzyko i w optymalnym tempie.

A jak wygląda kwestia zarządzania taką rozrośniętą, światową grupą?

Polegamy na własnym zespole menedżerów oraz posiłkujemy się fachowcami z branży. Okazuje się, że niektóre przejmowane firmy mają tak wysoko rozwiniętą myśl techniczną i wyszkoloną kadrę, że z ich technologii i wiedzy mogą korzystać inne firmy z naszej grupy. Wymiana wzajemnych doświadczeń oraz know-how to jedne z bardzo istotnych elementów synergii, jakie daje powiększenie grupy. To także potencjalne oszczędności związane z optymalizacją kosztów dostaw, czy komplementarnością wytwarzanych produktów.

Podobno chce pan uruchomić własną kuźnię kadr przy Wyższej Szkole Filologii Hebrajskiej w Toruniu, którą już pan wspiera.

Nawet najlepsi absolwenci wyższych szkół nie mają odpowiedniego doświadczenia, a tego nie można zdobyć inaczej, niż pracując w firmie, gdzie wielu rzeczy uczą się praktycznie, od zera. Nam zależałoby na położeniu nacisku na praktyki w spółkach z naszej grupy.

Tylko nie wiem, co na to menedżerowie, którzy będą musieli poczuć oddech młodych wilków na plecach (śmiech).

Globalna ekspansja daje panu możliwość poznania w praktyce innych kultur korporacyjnych, specyficznych dla danego państwa rozwiązań. Coś pana szczególnie zdziwiło albo wzbudziło uznanie? Czy są jakieś rozwiązania, które warto by wprowadzić u nas – lub odwrotnie?

Myślę, że u nas warto implementować przede wszystkim zaawansowane technologie. Jeśli zaś chodzi o koszty pracy, to zdumiała mnie wysokość pensji robotnika w Brazylii porównywalna z Niemcami i wysoki poziom opieki socjalnej w tym kraju. Jest to wynik boomu gospodarczego.

Mimo że Boryszew i Alchemia mocno się rozwijają, jednak ich wycena w ciągu ostatnich 12 miesięcy spadła o ponad 40 proc., podczas gdy WIG20 tylko 20 proc. Pana to martwi?

To wyceny kompletnie oderwane od fundamentów. Jestem długoterminowym inwestorem, więc nie podchodzę do tego w sposób emocjonalny. Wiem, że te spółki są warte o wiele więcej.

Znani inwestorzy piszą swoje biografie albo „podręczniki" sukcesu. Napisze pan kiedyś taką książkę?

Sukces to stan, w którym ktoś osiągnął na tyle duży stopień zadowolenia, że niczego więcej oprócz mówienia o nim nie jest w stanie robić. Dla mnie ważniejsza jest realizacja wyzwań. Niestety, jeśli już realizuję wyzwanie to pojawia się następne stymulujące mnie do dalszego działania. Zamierzam jeszcze długo korzystać z tego wewnętrznego samodopalacza.

Więc na żadną książkę w najbliższym czasie nie ma co liczyć.

A gdyby te lata doświadczeń zamknąć w jakiejś jednej maksymie to brzmiałaby ona...

Żyłem jak chciałem.

Czy gdyby mógł pan cofnąć czas, coś by pan zmienił w swojej karierze?

Nauczyłbym się angielskiego. Tłumaczka może być najsympatyczniejsza, ale to nie to samo (śmiech). Próbowałem się uczyć języków – nic z tego. Pięć minut się skupiałem – ale za chwilę znów myślałem o interesach.

Pana brat i bratanek zaczęli inwestować na NewConnect, kibicuje im pan?

U nas w rodzinie każdy robi swoje i na swoje konto. Nie śledzę tego i nie interesuję się tym wcale.

Właściwie nie ma dnia, by na NewConnect nie debiutowała jakaś spółka. Jak pan ocenia ten projekt GPW z perspektywy ponad czterech lat od uruchomienia?

Ten rynek został zbyt szeroko otwarty i mało kto już nad nim panuje. Potrzebne są zmiany jakościowe.

Zaczęliśmy rozmowę od życzeń i w ten sposób skończymy. Niebawem będziemy świętować 100-lecie Boryszewa – czego możemy życzyć stulatkowi?

Jurności 18-latka.

Dziękuję za rozmowę.

Roman Karkosik piątym inwestorem na GPW

Roman Karkosik zajął piątą pozycję w sporządzonym przez „Parkiet" rankingu najbogatszych inwestorów giełdowych obejmującym 2011 r. W ciągu roku jego portfel stopniał o 3,2 proc., do nieco ponad 2 mld zł. Spośród kontrolowanych przez Karkosika spółek w ubiegłym roku najlepiej wypadł NFI?Krezus – zarządzający siecią kawiarni Costa Coffee i salonami jubilerskimi Eliza – jego kapitalizacja wzrosła o ponad 120 proc. Ten skok nie był jednak umotywowany żadnym wydarzeniem. Za to mocno spadły kursy najprężniej rozwijających się spółek: hutniczej Alchemii – która dokonała kilku akwizycji w kraju, i Boryszewa – który przejmował zagraniczne przedsiębiorstwa z sektora motoryzacyjnego. W portfelu Karkosika są jeszcze m.in. Impexmetal (przetwórstwo i handel metalami kolorowymi), Hutmen (produkcja wyrobów z miedzi) i Skotan (zajmuje się badaniami i wdrażaniem innowacyjnych technologii).

Firmy
Rafamet potrzebuje pieniędzy
Materiał Promocyjny
Tech trendy to zmiana rynku pracy
Firmy
Rafamet, czyli 500 proc. zysku w dwa tygodnie. Super okazja czy bankrut?
Firmy
Cognor z optymizmem patrzy na 2025 rok
Firmy
ATM Grupa ma sposób na produkcję filmów
Materiał Promocyjny
Lenovo i Motorola dalej rosną na polskim rynku
Firmy
Wielton gotowy do ekspansji w sektorze obronnym
Firmy
Cognor po konferencji: Liczymy na odbudowę wyników i spadek zadłużenia w 2025 r.