Pieniądze miałyby zrekompensować straty poniesione przez operatora w ramach tzw. usługi powszechnej, polegającej na dostarczaniu przez wyznaczonego operatora listów milionom Polaków. W Poczcie Polskiej (PP) twierdzą jednak, że w praktyce dofinansowanie będzie znacznie mniejsze, bo usługa powszechna była nierentowna tylko w 2013 r., kiedy PP straciła 95 mln zł. W ubiegłym i tym roku jest ona już dochodowa. Mimo to operatorzy alternatywni, czyli konkurencyjne firmy wobec PP, muszą liczyć się z tym, że złożą się na pokrycie części strat rywala. W ramach tzw. funduszu kompensacyjnego każdy operator składa się w proporcji równej jego udziałom rynkowym. To oznacza, że ok. 90 proc. z 95 mln zł musi pokryć sama Poczta. Ale 10 mln zł przypadnie na konkurentów, w tym InPost, spółkę z grupy giełdowego Integera. Szacuje się, że firma związana z Rafałem Brzoską będzie musiała zapłacić swojemu rynkowemu rywalowi około 3 mln zł. Prawdopodobnie 1 mln zł dorzucą pozostali operatorzy. Pozostałe 6 mln zł – a nie jak wynika z notyfikacji w KE – mogłoby zasilić Pocztę z budżetu państwa.
Zdaniem Krystiana Szostaka, członka zarządu InPostu, wystąpienie do KE o pomoc publiczną budzi wątpliwości w kontekście wyboru operatora wyznaczonego na kolejne dziesięć lat. Konkurs o świadczenie tej usługi w ubiegłym tygodniu wygrała PP. – Jednym z warunków uczestnictwa w konkursie było właśnie zapewnienie rentowności usługi powszechnej. Nie znamy żadnych założeń PP gwarantujących rentowność tej usługi, co może wskazywać na konieczność kolejnych dotacji w przyszłych latach – podkreśla. dus
Czytaj więcej w „Rzeczpospolitej"