Jak z pani obserwacji wygląda nadzór nad spółkami z naszego rynku. Czy rady nadzorcze sprawują faktyczny nadzór, czy jest to jednak posłuszeństwo wobec głównego akcjonariusza?
Na pewno jest to nadzór, ale to też nie wyklucza współpracy z akcjonariuszami, szczególnie z akcjonariuszem większościowym. Faktycznie o tym, kto zasiada w radzie nadzorczej, decyduje akcjonariusz większościowy. Natomiast członkowie rady nadzorczej, w szczególności ci niezależni, powinni artykułować interesy spółki i pilnować tego, aby były one przestrzegane. Powinni mieć świadomość, że rada nadzorcza jest platformą ścierania się różnorodnych interesów. Są oni po to, aby tych różnych interesów pilnować. Profesjonalny członek rady nadzorczej to wie i potrafi w tym środowisku funkcjonować i potrafi zarządzać konfliktem. Mówimy tutaj o bardzo specyficznym konflikcie, a mianowicie o konflikcie poznawczym, czyli takim, który odbywa się na tle merytorycznym i nie przenosi się na relacje personalne. Najlepiej, jeśli ten poziom konfliktu poznawczego jest wysoki, bo jakość decyzji podejmowanych przez radę nadzorczą też jest wysoka.
Tak wygląda idealny świat, a jak jest w praktyce?
W praktyce bywa różnie. Umiejętność prowadzenia kreatywnego konfliktu zależy od bardzo wielu rzeczy. Przede wszystkim ważne jest to, jakie faktycznie osoby znajdą się w radzie nadzorczej. Drugi warunek to zwiększona uwaga i zaangażowanie członków rady nadzorczej. Najłatwiej mierzyć jest to czasem. Czyli czy dana osoba ma dostateczną ilość czasu do realizowanie zadań związanych z zasiadaniem w radzie nadzorczej danej spółki. Oczywiście równie ważne jest to, czy ma odpowiednią wiedzę, kwalifikacje, umiejętności, czy też niezależność umysłową.