Na początek informacja najbardziej optymistyczna – dzięki mobilizacji GPW mieliśmy do czynienia z rekordowym zaangażowaniem instytucji polskiego rynku kapitałowego. Mam nadzieję, że będzie to trwałe przełamanie i w przyszłości będziemy mogli liczyć na więcej głosów z Polski również w odniesieniu do innych dokumentów unijnych, że wiele osób się przekonało, że te dokumenty nie są tak straszne, jak się wydają.
Bo trzeba przyznać, że wydają się straszne. Że osoba, która wcześniej nie uczestniczyła w podobnym ćwiczeniu może nawet odnieść wrażenie, że są straszne celowo – objętość, liczba pytań, mnóstwo skrótów i dość specyficzny język, to elementy, które rzeczywiście nie wyglądają przyjaźnie. Ale po przełamaniu pierwszych barier emocjonalnych i poznawczych widać wyraźnie, że to się da oswoić, że nie trzeba odpowiadać na wszystkie pytania, że można się ograniczyć do wąskiego obszaru najważniejszego dla danego respondenta.
Przechodząc do meritum – wśród setek pytań dotyczących uproszczeń, obrotu, post trade, kwestii infrastrukturalnych, inwestorów instytucjonalnych czy nadzoru, nie znalazło się ani jedno dotyczące wprost emitentów. Najwyraźniej Komisja Europejska uznała, że najważniejsze kwestie dotyczące tej grupy zaadresowane zostały przez zmiany liberalizacyjne wdrażane przez Listing Act oraz pakiet Omnibus. Jednak oczywiście w każdym ze wskazanych obszarów jest wiele kwestii, które wpływać będą na funkcjonowanie spółek w obrocie publicznym. Mam tu na myśli problemy horyzontalne, jak np. proporcjonalność, czy formuła i sposób sprawowania nadzoru, ale też zagadnienia bardziej szczegółowe dotyczące zarządzania aktywami czy procesu emisji akcji.
Szczególną satysfakcję sprawiło mi pojawienie się dwóch pytań, które dotyczą wątków od lat przeze mnie poruszanych, ale dotychczas ignorowanych. Oczywiście to poniżej 1 proc. wszystkich pytań i być może większość odpowiedzi będzie wskazywać, że nie są to tematy istotne, niemniej po raz pierwszy pojawiły się one w poważnym dokumencie. Chodzi konkretnie o zapewnienie inwestorom detalicznym możliwości kupowania akcji dowolnych spółek notowanych na zagranicznych rynkach unijnych oraz o możliwość bezpośredniego dostępu do rynku.
Obie te kwestie są alternatywnymi rozwiązaniami tego samego problemu, będącego źródłem obecnego kryzysu unijnych rynków kapitałowych. Przeregulowanie rynku osiągnęło bowiem taki poziom, że małe spółki co do zasady nie mają szans na debiut giełdowy. Wymogi wobec inwestorów instytucjonalnych spowodowały, że podjęcie przez nich decyzji inwestycyjnej jest bardzo kosztowne, przez co minimalna wartość zaangażowania to kilka milionów złotych. W połączeniu z limitami koncentracji oznacza to, że minimalna wartość debiutującej spółki musi wynosić duże kilkadziesiąt milionów złotych.