Maksymalna wartość wsparcia na projekt wynosi 1 milion zł. Miejmy nadzieję, że środki pochodzą z funduszy unijnych, bo finansowanie ich z budżetu przy tym deficycie wydaje się być mimo wszystko marnotrawstwem.
Spójrzmy na strukturę zatrudnienia w Polsce i sprawdźmy jaki procent pracowników realnie mógłby pracować krócej bez wpływu na jakość świadczonych usług.
Obecnie 55 proc. Polaków pracuje w takich branżach jak: przemysł, handel, rolnictwo, budownictwo, transport, górnictwo, energetyka/ciepłownictwo. Branże już teraz borykają się z brakiem personelu, co więcej, w wielu z nich obowiązuje praca zmianowa wynikająca z konieczności zapewnienia ciągłości działania. Potencjał do skrócenia czasu pracy w tych przypadkach jest więc niewielki, a jego wprowadzenie najprawdopodobniej wymusiłoby wzrost cen. Niższą wydajność dałoby się tu jednak w części uzupełnić importem (czy produktów, czy pracowników w postaci zatrudnienia zagranicznych firm).
Kolejne 27 proc. osób wykonuje zawody związane z opieką zdrowotną, edukacją, administracją publiczną (w tym sądy i policja/armia), usługami. Tutaj występują problemy, jak wcześniej (brak pracowników) z tym, że zmniejszenie godzinowego wymiaru pracy miałoby dodatkowo większy bezpośredni wpływ w postaci ograniczenia dostępności do danych usług, czasu na jej wykonanie czy spadku „jakości” (mniej godzin pracy policjantów = niższe bezpieczeństwo, urzędników/sędziów – dłuższy czas na załatwienie sprawy, personelu medycznego – więcej nadmiarowych zgonów itp.).
Pozostało 18 proc.: to działalność rozrywkowa, naukowa, administracja prywatna, informacja, ubezpieczenia. Tutaj faktycznie zmniejszenie liczby godzin pracy nie wpłynęłoby znacząco na gospodarkę czy jakość/ilość świadczonych usług. Do tego można pewnie doliczyć część pracowników (np. biurowych) z wcześniejszych grup.