O pożytkach płynących z prognozowania

Ani się człowiek spostrzegł, a 15 lat, z małym okładem dwóch miesięcy, minęło od eksplozji wielkiego kryzysu finansowego w 2008 r. Kilka dni temu był 9 listopada, zasługujący na status daty mitologicznej (pisałem o tym w „Parkiecie” z ostatniego weekendu), a teraz to.

Publikacja: 12.11.2023 21:00

Ludwik Sobolewski, były prezes GPW i BVB, adwokat, autor książek i publikacji w mediach społeczności

Ludwik Sobolewski, były prezes GPW i BVB, adwokat, autor książek i publikacji w mediach społecznościowych, partner w Qualia AdVisory

Skąd ten nastrój rocznicowy, nie mam pojęcia. Może zbliżający się koniec roku to sprawia. A może przekonanie, że – jak wiadomo – dobrego kryzysu nie warto zmarnować. A co równie istotne, z kryzysu można wyciągać wnioski co do tego, jak myśleć i jak działać później. W przyszłości.

Wielki kryzys finansowy zaczął się dla mnie bynajmniej nie wraz z upadkiem banku Lehman Brothers. Wkrótce po tym, jak do tego doszło, 14 września 2008 r. został powszechnie uznany za początek potężnej zawieruchy. Ale już w 2007 r. na naszym rynku pojawiały się pierwsze oznaki przegrzania. Wyceny spółek szybowały w przestworza stratosferyczne, spółki szły po kapitał i zdobywały go... ale do czasu. Jesienią 2007 r. były już niepokojące sygnały – jakaś spółka nie pozyskała wszystkich pieniędzy, które zamierzała, poprzez ofertę publiczną, a jakaś inna miała nadsubskrypcję, ale... niewielką. Tak to wtedy było.

Tsunami zaczynało wzbierać za Atlantykiem w 2007, a nawet 2006 r. Dobrze to opisał Michael Lewis w książce „Big Short”. Na jej podstawie powstał znany film pod tym samym tytułem. W tamtym okresie intensywnie czytałem amerykańską i brytyjską prasę finansową i biznesową – przede wszystkim „The Wall Street Journal”, „International Herald Tribune” i oczywiście „Financial Timesa”. Pojawiały się tam artykuły zwiastujące, a nawet już stwierdzające, kryzys na rynku kredytów hipotecznych w USA. Powoli zaprzestawano zachwycania się Alanem Greenspanem. Greenspan jako szef Rezerwy Federalnej USA przez wiele lat praktykował politykę bardzo niskich stóp procentowych, a nadzór bankowy nie kontrolował należycie banków, które udzielały masowo pożyczek hipotecznych. Był gwiazdą amerykańskiej, a także światowej opinii publicznej.

Nawet ja, zaledwie prezes warszawskiej giełdy, w jakiejś wypowiedzi, bodajże w pierwszych miesiącach 2008 r., stwierdziłem, że Greenspan to pseudogeniusz finansów, bo kto jak kto, ale on nie powinien uważać, że ceny nieruchomości będą tylko rosły. Była to zresztą tylko trawestacja tego, co już mówiło się o Greenspanie w rozwiniętym świecie (choć co do tego bycia „rozwiniętym” też można było wtedy powziąć zasadnicze wątpliwości). U nas jednak takie poglądy były uważane wciąż za ekstrawaganckie. Dlatego w mediach zaroiło się od nagłówków typu „Prezes Giełdy krytykuje Alana Greenspana”.

Czytaj więcej

Ludwik Sobolewski: Ambos Mundos. Esej o Giełdzie na Giełdzie

Tąpnięcie na giełdzie warszawskiej nastąpiło w styczniu 2008 r. I było to prawdziwe trzęsienie ziemi. Kursy akcji spadły w czasie jednej sesji o kilkanaście procent. Niestety, nie był to jednorazowy incydent, lecz pierwsza z bardzo wielu fal tych trzęsień ziemi, które wypełniły rok 2008.

Spadki bywały tak ostre, że media wkrótce zaczęły pytać, czy będziemy zawieszać obrót. Teoretycznie było to możliwe, i mogło dotyczyć albo konkretnych spółek, albo nawet wszystkich. Uważałem to za ostateczność. Gdybyśmy zawiesili obrót, efekt dla rynku mógłby być piorunujący, w negatywnym sensie, i moglibyśmy to odczuć po odwieszeniu notowań. Taka decyzja byłaby oznaką tego, że giełda jako instytucja organizująca obrót uważa, że sytuacja jest katastrofalna.

Nie powiem, by ta presja nie udzielała się nam, ludziom Giełdy. Powodowała ona rosnącą frustrację i niepokój. Przekonaliśmy się w tamtych dniach 2008 r., że mamy coś w rodzaju zawodowej, ale i osobistej empatii z rynkiem, z inwestorami.

To, co dołowało mnie jeszcze bardziej, począwszy od stycznia 2008 r., to to, że kryzys eksplodujący w USA i rozlewający się na rynki europejskie, w tym nasz, uzasadniał przypuszczenie, że regionalną strategię GPW – w efekcie której mieliśmy się stać centrum finansowym w CEE – trzeba będzie schować do szuflady, o ile nie pogrzebać. Opierałem to na takich przewidywaniach:

1. Kryzys bardziej dotknie rynki wschodzące niż rynki rozwinięte; inwestorzy zagraniczni dokonają głębokiej restrukturyzacji swoich portfeli i prawie niczego w nich nie zostawią, co będzie pochodzić z rynków wschodnioeuropejskich, nie wyłączając Polski, i wrócą na te rynki nie wiadomo kiedy; to sugerowało również, że giełda wiedeńska, jako reprezentująca rynek dojrzały, a więc o niższym ryzyku inwestowania, będzie mniej dotknięta tym zamieszaniem i wyjdzie z niego szybciej,

2. Działania nakierowane na przekonywanie emitentów polskich i zagranicznych do notowania w Warszawie będą bezproduktywne, zarówno co do rynku regulowanego, jak i tym bardziej NewConnect, przy tak fatalnie niskich wycenach giełdowych i absencji inwestorów,

3. Inwestorzy indywidualni odpłyną z rynku i nie wiadomo, kiedy powrócą.

I teraz jedno najprawdziwsze zdanie, dla którego napisałem ten felieton: pomyliłem się co do każdego z tych punktów. Co do pierwszego (tu najbardziej), co do drugiego (hm, tutaj to może nawet jeszcze bardziej niż przy punkcie pierwszym) i co do trzeciego (nie wiem wręcz, jak mogłem popełnić wtedy takie czarnowidztwo).

A zatem wniosek z kryzysu wydaje się prosty: nigdy nie zakładajcie, że macie rację, kiedy przyszłość jawi się w czarnym kolorze.

Felietony
Wspólny manifest rynkowy
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Felietony
Pora obudzić potencjał
Felietony
Kurs EUR/PLN na dłużej powinien pozostać w przedziale 4,25–4,40
Felietony
A jednak może się kręcić. I to jak!
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Felietony
Co i kiedy zmienia się w rozporządzeniu MAR?
Felietony
Dolar na fali, złoty w defensywie