Na początek chciałbym przybliżyć sytuację regulacyjną. Otóż kilkanaście lat temu, w oparach histerii regulacyjnej związanej z kryzysem subprime, powstało bardzo wiele nadmiarowych przepisów. Jednym z nich było dodanie kolejnej linii obrony przed rzekomym zagrożeniem wykorzystania informacji poufnej. Rzekomym, bo dla zdecydowanej większości spółek notowanych na Giełdzie Papierów Wartościowych w Warszawie płynność jest zbyt niska, aby można było na takim nadużyciu zarobić.
I tak oto do zakazu wykorzystywania informacji poufnej, wymogu prowadzenia list insiderów, zakazu dokonywania transakcji przez menedżerów w okresach poprzedzających publikację raportów okresowych, nakazu publikacji transakcji menedżerów doszły dwa nowe obowiązki: prowadzenia listy osób pełniących obowiązki zarządcze (OPOZ) oraz osób z nimi blisko związanych (OBZ).
Pierwszy z nich wprawdzie nie ma żadnego sensu (chodzi o prowadzenie list członków zarządu i rady nadzorczej, a przecież wiedza ta w przypadku spółek giełdowych jest publicznie dostępna), ale jednocześnie jego wypełnienie nie jest skomplikowane. Warto jednak dodać, że ewentualne zaniedbania w tym względzie już rodzą poważne konsekwencje – sankcja ponad 4 mln zł (dla porównania – mamy na rynku aż 62 spółki, których kapitalizacja jest niższa od tej sankcji, więc jest to kara nawet nie tyle dotkliwa, co mrożąca).
Drugi wymóg z kolei nie tylko nie ma sensu, ale też jest niezwykle skomplikowany do wykonania w praktyce. Wymaga bowiem zgromadzenia informacji dotyczących osób z rodziny OPOZ oraz aktualizacji tych danych. Trudno wymagać od członka rady nadzorczej, aby niezwłocznie informował spółkę np. o narodzinach dziecka, czy o rozwodzie. A ewentualne zaniedbania w tym względzie grożą takimi samymi mrożącymi sankcjami jw. (dla spółki), natomiast w przypadku OPOZ jest jeszcze gorzej, bo nieprzekazanie pouczenia swoim osobom blisko związanym grozi karą w wysokości ponad 2 mln zł. OPOZ musi zatem od swoich bliskich wydobyć jakieś formalne potwierdzenia przekazania pouczenia, aby ryzyka tej sankcji uniknąć. Szczególnie kuriozalne jest to w przypadku nieletnich dzieci, kiedy OPOZ sam podpisuje to pouczenie w ich imieniu.
Zdaję sobie sprawę, że powyższe wymogi wydają się irracjonalne i że chyba tak nie może być w praktyce. W jakimś sensie jest to prawdą, tzn. te wymogi faktycznie istnieją, ale… w większości państw europejskich nie są stosowane. Z moich dyskusji z organizacjami zrzeszającymi emitentów w innych krajach wynika, że tam ocena proporcjonalności w pewien sposób delegowana jest bardzo nisko – na sam podmiot wykonujący obowiązek. I jeśli uzna on, że podjęcie tak poważnych wysiłków w celu osiągnięcia – no właśnie: czego? – nie ma sensu, to takowych wysiłków nie podejmuje, a nadzorca nie ma z tym problemu. W życiu codziennym często sami stosujemy takie proporcjonalne podejście, sami o tym nawet nie wiedząc. Niestety, ten nasz naturalny instynkt, z uwagi na zagrożenie bardzo wysokimi sankcjami, zanika w relacji z nadzorcą.