Wydawanie pieniędzy, inwestując, jest z pewnością czymś innym niż wydawanie pieniędzy w ogóle. Kupując produkty na potrzeby konsumpcji, staramy się jednak coraz częściej rozpatrywać nie tylko aspekt czysto ekonomiczny (cena, jakość), ale zwracamy uwagę na to, by kupując produkt, wspierać pewne idee lub dbać o wykluczenie negatywnych skutków naszego działania. Kupujemy „eko”, unikamy produktów z wyzysku pracowników, a nawet coraz bardziej zwracamy uwagę na dobro innych organizmów żywych. Gotowi jesteśmy bojkotować sprzedawców lub producentów z powodów politycznych. To tylko wybrane przykłady. Tymczasem w inwestowaniu zagadnienie etyki inwestycyjnej jest dziwnym trafem traktowane po macoszemu.

Prosta zasada – pieniądze nie śmierdzą, więc teoretycznie nieważne, na czym robisz interesy i zarabiasz. Każda inwestycja powinna być dobra, jeśli przynosi zysk. Czy jednak nie jest tak, że gdy spotykam człowieka, który nie je mięsa, bo żal mu zwierząt, to jest on zwyczajnym hipokrytą, jeśli inwestuje np. w firmy czerpiące zyski z wyzysku ludzi? W czasach wojny gotowi jesteśmy bojkotować sklepy, które dalej działają w negatywnie ocenianym przez nas państwie-agresorze, ale nie zastanawiamy się, gdy nabywamy akcje spółki globalnej, które robi interesy w krajach, gdzie panuje dyktatura i korupcja.

Aspekt moralności w inwestowaniu dla niektórych nie ma znaczenia. Ale są inwestorzy, którzy przynajmniej próbują. Przykładem jest centralny bank Norwegii, który zarządza norweskim funduszem naftowym. Potrafił on wpisać na listę spółek, których akcji nie należy nabywać, nie tylko spółki rosyjskie po wybuchu wojny w Ukrainie (notabene nakazał ich usunięcie z portfela), ale też monitorować naszego rodzimego giganta naftowego, choć ten ostatni wg Norwegów powoduje „jedynie” ryzyko naruszania praw człowieka. Norwegowie potrafili – inwestując miliardy – utworzyć przy funduszu Radę ds. Etyki po to, aby wykluczać inwestycje w podmioty np. produkujące energię z węgla, wyrządzające szkody środowisku, produkujące tytoń, broń jądrową, a nawet naruszające prawa człowieka. Można? Można.

Ktoś może powiedzieć, że to tylko gra pozorów. Ktoś może powiedzieć, że co innego wielki fundusz państwowy, a co innego mały fundusz lub drobny inwestor. Przecież badanie, sprawdzanie i dociekanie w sprawach tak złożonych i wieloznacznych, jak naruszanie praw człowieka czy korupcja w spółce, wymaga czasu, a nawet kosztuje. Do stwierdzania naruszeń są specjalne organy. A jeśli naruszeń nie stwierdzono…

Każdy argument może być dobry, żeby zamknąć oczy i nie widzieć. Albo widzieć tylko to, co wygodne. Być „wege”, ale jeść soję z trzeciego świata. Być eko, ale inwestować w koncerny naftowe. Być demokratą, ale inwestować w spółki, które sprzyjają niszczeniu demokracji lub umacnianiu autorytarnej władzy. Na razie wybór należy do ciebie!