Generalicja za żołnierzami, maluchy przed blue chips

Czy pojęcie dżentelmena na rynkach finansowych może istnieć? A jeżeli tak, to w jakiej formie? I bynajmniej nie chodzi o to, aby wzburzyć spokój radykalnych sufrażystek.

Publikacja: 25.09.2023 21:00

Piotr Neidek, analityk, BM mBanku

Piotr Neidek, analityk, BM mBanku

Foto: Piotr Waniorek/mpr

Owszem, czasem moim celem bywa wsadzanie kija w mrowisko, ale tylko po to, aby pobudzić do pracy uśpione synapsy. Słowo dżentelmen ma wiele znaczeń. Dzisiaj może kojarzyć się z mężczyzną, który swymi postępkami doprasza się o epitety z kategorii miłych i przyjemnych. Pojęcie swoje narodziny miało kilka wieków temu. Określało ono m.in. tego, który zamiast tytułu szlacheckiego miał gruby portfel i tym samym mógł się wkupić w towarzystwo wyższych sfer.

Powszechnie przyjęło się, że dżentelmen to taki gość, który uśmiecha się, przepuszczając panie przodem. Czy to do windy, czy na ruchome schody – ganz egal. Jednakże elokwencja poparta schludnością ma się nijak do opiekuńczości wobec płci pięknej. Tak naprawdę jegomość, który przepuszcza panie przodem, zachowuje się trochę niegrzecznie. No bo jak inaczej nazwać osobnika, który nie rozpoznawszy zagrożenia, jakie czyha za zakrętem, wysyła na potencjalną rzeź swą wybrankę czy też inną niewiastę? Tak naprawdę przepuszczenie pań przodem jest czynnością, za którą może odpowiadać gadzi mózg. Jest to najbardziej prymitywna część ludzkiego Deep Blue, gdzie takie hasła jak empatia czy świadomość nie istnieją. Liczy się zasada 4F. Jest to skrót myślowy tego, jak funkcjonuje nasz mózg w sytuacji zagrożenia życia. Ewolucja sprawiła, że neocortex pomimo swej doskonałości, w momentach krytycznych wyłącza się. Nie liczą się wówczas inteligencja, wspomnienia ani umiejętności lingwistyczne. To, co zostało zapisane na ewolucyjnej karcie perforowanej kilkanaście tysięcy lat wcześniej, wygrywa z galaretowatym komputerem wewnątrzczaszkowym. 4F bywa tłumaczone jako skrót od słów: Fight, Flight, Fear, Fawn. Są jeszcze inne wersje słów na F, ale przesłanie jest takie samo: liczy się przetrwanie, a nie dyplomacja.

Pojawia się zatem dylemat, czy pomimo milionów lat ewolucji istnieje coś takiego, jak bycie dżentelmenem? Dlatego też, szanowne czytelniczki, jeżeli w szczególnych sytuacjach jakiś pan przepuszcza was jako pierwsze, to możliwe, że działa on na własną korzyść. Panie przodem, ja poczekam. Dzisiaj jest to przejaw dobrego wychowania, ale dziesiątki tysięcy lat wcześniej było to niczym innym jak formą dominacji. Wchodząc do jaskini bez czołówki, trudno byłoby w ciemno ustalić spis mieszkańców, jaki czeka na nas z posiłkiem – albo na posiłek z nami w roli głównej. Dlatego też nie zawsze bycie pierwszym jest lepsze od bycia drugim.

Podobny fortel wykorzystywany jest w sztuce wojskowej. Generalicja rzadko pojawia się na placu boju. Jeżeli już, to znajduje się poza linią frontu. W pierwszej kolejności wysyła się tych, których strata zaboli najmniej. Trzeba się także liczyć z tym, że zawód zwiadowcy ma wysoką rotację wakatów. Dopiero po właściwym rozpoznaniu sytuacji, pierwszych bojach i ofiarach do przodu przesuwa się sztab oficerów. A po wygranej bitwie na polu walki stawia się generał z całą świtą. Jest to jedna z podstawowych zasad Sun Tzu, której mądrości stosowane były także na rynkach finansowych. Czy są nadal, po tym jak rozdmuchana polityka pieniężna banków centralnych (QE1, QE2… QEn) zmieniła DNA współczesnej ekonomii, okaże się w kolejnych latach. Do tej pory przyjęło się, że ze względu na kwestię płynności, podczas zmiany trendów, jako pierwsze do boju wchodzą mniejsze spółki.

Jak na razie na wykresach światowych indeksów widoczne są podręcznikowe oznaki końca hossy. Są one tak czytelne, że aż trudno w nie uwierzyć. Innym wytłumaczeniem może być to, że stały się już nieodłączną częścią handlu i nie zwracamy na nie uwagi. Czy podczas scalpingu jakiekolwiek znaczenie ma long term? Zresztą prawa fizyki także pokazują, że nie da się (jak na razie) połączyć ze sobą dwóch światów – tego mikro z makro. Najlepszym tego przykładem jest pojęcie grawitacji kwantowej, o której wiele się pisze, ale dowodów brak.

Łącząc ze sobą elementy savoir-vivre’u, 4F, QE, Sun Tzu i kubitów – wspomniana mieszanka może okazać się wybuchowa. Gdzie jest zapalnik, który zapoczątkuje reakcję łańcuchową? Wykresy indeksów, walut, cen surowców czy yieldów nie definiują wybrańca, który odpowiedzialny będzie za zryw niedźwiedzi na rynkach finansowych. Jak na razie analiza techniczna kluczowych instrumentów podpowiada, że to, co robią DJIA czy DAX, wygląda jedynie na element korekty wzrostowej bądź ostatniej fazy hossy.

Jankeski indeks do historycznego sufitu ma około 2500 pkt. Jest to około 7 proc. zaległości. Natomiast DAX około 5 proc. Skoro każdy z ww. benchmarków od początku roku jest na plusie, wnioski zdają się być jasne: trwa hossa. Dzisiaj jesteśmy świadkami, jak dwaj dżentelmeni podziwiają świat prawie że z dachu rynków finansowych. Tylko gdzie są ich towarzysze i towarzyszki? Gdzie się podziały małe i średnie spółki? I gdzie ten BON TON?

Russell 2000 jak na razie nie ma sił na trwały powrót powyżej psychologicznej bariery 2000 pkt. Zamiast walczyć o wybijanie oporów, musi mierzyć się z utrzymaniem nad wsparciem. Drugą połowę września zaczął od testowania lipcowo-sierpniowego denka. Trochę słabo jak na hossę przystało. Nie lepiej jest po drugiej stronie Atlantyku. Na Deutsche Boerse grupa małych i średnich spółek stoi nad urwiskiem. sDAX reprezentujący mniejsze tematy, testuje kwietniową podłogę. Jego nieco większy brat mDAX po każdym mocniejszym podbiciu wraca do tego samego miejsca, czyli poziomów notowanych od marca 2023 r. Przypomina to piłeczkę odbijającą się od podłogi, której każde kolejne podbicie jest coraz słabsze. Bez pojawienia się nowej energii trudno o optymistyczne wnioski. I wygląda to na szukanie sposobu, aby przedostać się na niższe piętro.

A jak ma się rynek nad Wisłą? sWIG80 zawstydził WIG20 i jest relatywnie dużo wyżej niż jego większy brat. Porównując go jednak z WIG20TR, czyli indeksem uwzględniającym prawa z akcji, ta różnica się zaciera. Benchmark małych spółek jest w strefie szczytowej wyznaczonej przez maksima z lat 2021 i 2007. Natomiast wskaźnik blue chips z dywidendami jeszcze w sierpniu atakował strefę historycznych szczytów. Porównując sytuację polskich indeksów z niemieckimi czy amerykańskimi, nad Wisłą panuje status quo. A co z indeksem cenowym. Wskaźnik ten już trzecią dekadę pomaga określić, na jakim etapie znajduje się rynek. Jego wrześniowa słabość zdaje się wskazywać na przewagę niedźwiedzi. A esencją na niedźwiedzim torcie może okazać się WIG20USD i jego kilkunastoletni kanał spadkowy. O ile w perspektywie kilku kolejnych tygodni nie można wykluczyć powtórki z przełomu lat 2021/2022, o tyle w długim terminie sytuacja nie wygląda optymistycznie. Zgodnie z I zasadą dynamiki kanał obowiązuje, dopóki nie dojdzie do jego wybicia. A tego wyczynu bykom nie udało się zrobić podczas lipcowego szturmu...

Felietony
Gwiazdy jajeczne i kaczki na łańcuchach
Felietony
Demokratyzacja usług finansowych
Felietony
Rewolucja w systemie cyberbezpieczeństwa
Felietony
Emisje duszące środowisko i firmy
Felietony
5000 sesji
Felietony
WIG20 na poziomie 3000 pkt?