Jak (czasami) zaczynają się piękne historie

Historia polskiego rynku kapitałowego jest usiana wydarzeniami pchającymi go do przodu, mimo że nie miały one prawa się zdarzyć.

Publikacja: 10.09.2023 21:00

były prezes GPW i BVB (giełda w Bukareszcie), adwokat, autor książek i publikacji w mediach społeczn

były prezes GPW i BVB (giełda w Bukareszcie), adwokat, autor książek i publikacji w mediach społecznościowych, partner w Qualia AdVisory

Foto: Fot. M.Stelmach

Niemożliwe było utworzenie giełdy wraz ze skomplikowanym systemem rozliczeniowym w ciągu zaledwie paru miesięcy. Nieprawdopodobne było przyciągnięcie do niej, w kraju bez zwyczajów inwestowania, setek tysięcy inwestorów. Skazana na porażkę była kolejna próba stworzenia, po nieudanych kilku poprzednich, ścieżki na rynek publiczny dla małych firm. Podobnie jak inicjatywa utworzenia giełdowego rynku obligacji. Te wszystkie rzeczy – przecież niemożliwe – zdarzyły się.

Ale jak to się stało?

W życiu o wszystkim decyduje przypadek, po którym dochodzi do nieprzypadkowych zbiegów okoliczności.

W maju 2006 roku byłem zajęty kompletowaniem zarządu giełdy. Wiedziałem, że do nowego rozdania nie zaproszę nikogo z poprzedniego zarządu. Potrzebowaliśmy nowych idei, zasobów energii i wystrzegania się rutyny oraz zadowalania się status quo. Ale trudniej było znaleźć osoby, które będą pracowały w tej nowej formule. Wtedy przypomniałem sobie, że lata wcześniej prowadzona była w KDPW kontrola KPWiG, a na spotkaniu podsumowującym jej wyniki w zespole kontrolującym była obecna dziewczyna o rudych włosach. Irytowała mnie wówczas swoją dociekliwością, ale zapamiętałem ją też jako osobę oddaną temu, co robi. Potem oczywiście dowiedziałem się, że dziewczyna o rudych włosach ma na imię Beata i kiedy w maju 2006 roku wysłałem do Beaty Jarosz SMS-a z tekstem: „Beata, przyślij mi swoje CV”, znaliśmy się już jako tako. Minęło sporo czasu od tamtej sytuacji w KDPW, lecz Beata nadal pracowała w KNF (dawnej KPWiG), zmieniła tylko włosy z rudych na czarne.

Po kilkunastu dniach miałem już wszystkich członków zarządu i zaczęliśmy debatować o tym, na czym będzie polegała nowa twarz warszawskiej giełdy i dynamika rynku publicznego. Były to bowiem czasy, kiedy strategia rozwoju rynku kapitałowego była pisana w jego instytucjach, a nie w ministerstwach. Nasze spotkania odbywały się w moim gabinecie, wiceprezesa KDPW, na szóstym piętrze Centrum Giełdowego przy Książęcej, bo działo się to w okresie przejściowym, przed zatwierdzeniem nas przez KNF. Rozmowy nie były trudne. Pisałem przecież o głównych projektach i zadaniach w eseju złożonym w ramach konkursu na nowego prezesa prowadzonego przez Radę Giełdy kilkanaście tygodni wcześniej.

Ale jeden moment, który wtedy nastąpił, na tym szóstym piętrze, okazał się niezwykle znaczący.

Beata – doskonale pamiętam nawet miejsce przy dużym stole, gdzie siedziała – wypaliła nagle, patrząc na mnie:

– Posłuchaj, teraz są nowe możliwości. Nowe przepisy wchodzą. Nowe rynki można tworzyć! Bez zgody KNF!

Mówię na to do niej, a przede wszystkim wydaje mi się, że mówię do oczu Beaty eksplodujących entuzjazmem:

– Jakie nowe rynki? Co znaczy, że bez zgody KNF? Beata, co ty do mnie mówisz?

– No tak! Bez zgody! Róbmy to. Taki alternatywny rynek, tak to się chyba ma nazywać.

Po kilku minutach było dla mnie całkowicie jasne, że jednym z flagowych projektów nowej odsłony giełdy warszawskiej będzie rynek dla małych, innowacyjnych, a przede wszystkim odważnych firm i mikrofirm.

Nikt się chwilowo nie zastanawiał nad tym, jak się ten pomysł będzie nazywał. Nazywaliśmy go więc długo „nowym rynkiem”. „NewConnect” wymyśliłem, kiedy prace nad naszą innowacją zaszły już bardzo daleko. „Nowe połączenie” między biznesem i inwestorami a giełdą papierów wartościowych. Podobało nam się, że giełda londyńska ma swój Main Floor w odróżnieniu od rynku AIM, który był inspiracją dla konkretnych rozwiązań w projekcie NewConnect. Dlatego też wprowadziliśmy do oficjalnej terminologii giełdowej i NewConnect, i Główny Rynek. Główny Rynek, a nie Rynek Główny, by nie brzmiało to jak dworzec główny albo rynek w Krakowie.

NewConnect zrodził się z szeregu burz mózgów, ale zarazem z ambitnych założeń. Że tworzymy coś, co przyciągnie na Książęcą innowacyjne firmy. Także start-upy (to wyrażenie było wówczas używane zdecydowanie rzadziej niż kilkanaście lat później). Ludzi tworzących odważne rozwiązania, z wielu branż. Kapitał intelektualny i zew przedsiębiorczości, jakich jeszcze na giełdzie nie było. I że będzie to bardzo ważny rozdział naszej strategii regionalnej. W regionie Europy Wschodniej, jeśli nie brać pod uwagę First North obejmującego formalnie Litwę, Łotwę i Estonię, nie było niczego takiego. Rumuńskie Aero miało przecież powstać wiele lat później, w roku 2015.

Jako pierwsi w Europie powołaliśmy do życia w pełni funkcjonalny rynek kapitałowy dla naprawdę małych, według zachodnich standardów nierzadko wręcz mikroskopijnych, przedsiębiorstw. I gdyby mnie zapytano, jaka jest recepta na stworzenie czegoś, co będzie ważne dla innych, odpowiedziałbym bez wahania: entuzjazm, po którym następuje faza kreacji i pracy, a szczęśliwy przypadek też w tym wszystkim pomoże.

Ludwik Sobolewski szefował dwóm giełdom w regionie CEE w okresie ich dynamicznego rozwoju, a wcześniej współtworzył system depozytowo-rozliczeniowy. Na łamach „Parkietu” będzie co tydzień dzielił się z czytelnikami refleksjami na temat przeszłości, teraźniejszości i perspektyw rynków kapitałowych

Felietony
Pora obudzić potencjał
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Felietony
Kurs EUR/PLN na dłużej powinien pozostać w przedziale 4,25–4,40
Felietony
A jednak może się kręcić. I to jak!
Felietony
Co i kiedy zmienia się w rozporządzeniu MAR?
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Felietony
Dolar na fali, złoty w defensywie
Felietony
Przyszłość płatności bankowych w Polsce