Niemożliwe było utworzenie giełdy wraz ze skomplikowanym systemem rozliczeniowym w ciągu zaledwie paru miesięcy. Nieprawdopodobne było przyciągnięcie do niej, w kraju bez zwyczajów inwestowania, setek tysięcy inwestorów. Skazana na porażkę była kolejna próba stworzenia, po nieudanych kilku poprzednich, ścieżki na rynek publiczny dla małych firm. Podobnie jak inicjatywa utworzenia giełdowego rynku obligacji. Te wszystkie rzeczy – przecież niemożliwe – zdarzyły się.
Ale jak to się stało?
W życiu o wszystkim decyduje przypadek, po którym dochodzi do nieprzypadkowych zbiegów okoliczności.
W maju 2006 roku byłem zajęty kompletowaniem zarządu giełdy. Wiedziałem, że do nowego rozdania nie zaproszę nikogo z poprzedniego zarządu. Potrzebowaliśmy nowych idei, zasobów energii i wystrzegania się rutyny oraz zadowalania się status quo. Ale trudniej było znaleźć osoby, które będą pracowały w tej nowej formule. Wtedy przypomniałem sobie, że lata wcześniej prowadzona była w KDPW kontrola KPWiG, a na spotkaniu podsumowującym jej wyniki w zespole kontrolującym była obecna dziewczyna o rudych włosach. Irytowała mnie wówczas swoją dociekliwością, ale zapamiętałem ją też jako osobę oddaną temu, co robi. Potem oczywiście dowiedziałem się, że dziewczyna o rudych włosach ma na imię Beata i kiedy w maju 2006 roku wysłałem do Beaty Jarosz SMS-a z tekstem: „Beata, przyślij mi swoje CV”, znaliśmy się już jako tako. Minęło sporo czasu od tamtej sytuacji w KDPW, lecz Beata nadal pracowała w KNF (dawnej KPWiG), zmieniła tylko włosy z rudych na czarne.
Po kilkunastu dniach miałem już wszystkich członków zarządu i zaczęliśmy debatować o tym, na czym będzie polegała nowa twarz warszawskiej giełdy i dynamika rynku publicznego. Były to bowiem czasy, kiedy strategia rozwoju rynku kapitałowego była pisana w jego instytucjach, a nie w ministerstwach. Nasze spotkania odbywały się w moim gabinecie, wiceprezesa KDPW, na szóstym piętrze Centrum Giełdowego przy Książęcej, bo działo się to w okresie przejściowym, przed zatwierdzeniem nas przez KNF. Rozmowy nie były trudne. Pisałem przecież o głównych projektach i zadaniach w eseju złożonym w ramach konkursu na nowego prezesa prowadzonego przez Radę Giełdy kilkanaście tygodni wcześniej.