Jak Ralph Nelson przewraca się w grobie

O ile na warsztat elliottowca może (a nawet musi!) trafić S&P 500, o tyle pochylanie się nad WIG20 to nic innego jak wsadzenie stopy w lufę armaty. Lekki postrzał nie wchodzi w rachubę.

Publikacja: 27.08.2023 21:00

Piotr Neidek analityk BM mBank

Piotr Neidek analityk BM mBank

Foto: materiały prasowe

Na wstępie zmuszony jestem wytłumaczyć się z tematu dzisiejszego felietonu. Nie to, że nie wiem, jak brzmi nazwisko twórcy jednej z najbardziej kontrowersyjnych teorii ekonomii. Tutaj mogą się pojawić głosy keynesistów, marksistów i innych zwolenników wielkich myślicieli, że eWave to żadna teoria ekonomii, tylko wizja chorego człowieka przelana na papier. I zarówno jegomoście Smith, Malthus czy Lange nie po to poświęcili swoje zawodowe życie na spisywanie wielkich prawd o gospodarowaniu, aby dzisiaj dzielić się tytułami z niespełnionym inwestorem. Bo prawda jest taka, że R.N. Elliott nie podbił świata finansów ryzykowną grą na giełdzie. Był tylko księgowym, którego wątłe zdrowie zmusiło do bycia rynkowym kibicem, a nie zawodnikiem pokroju Jayhawks.

Eliot, Eliott, Elliot to tylko trzy z możliwych i błędnych kombinacji nazwiska osoby, która rzekomo stoi za eWave. Nie spotkałem się z innymi wersjami, ale nie oznacza to, że wkrótce nie pojawi się kolejna wersja nazwiska amerykańskiego analityka, który kilkanaście dekad temu myślał, że znalazł Świętego Graala. No bo jak inaczej wytłumaczyć fakt, że jego teoria tak kompleksowo opisywała zachowanie S&P 500 w XX wieku?

Jak można dowiedzieć się z książki Elliotta „Nature’s Law” czy z opracowania Pretchera „R.N. Elliott’s Market Letters”, wystarczy trzymać się kilku reguł, aby zdekodować to, co widać na wykresach. I tutaj pojawia się kolejny problem, nieco mniej błahy niż poprawność pisowni nazwiska wielkiego wizjonera. Mianowicie eWave bazuje na sześciu żelaznych regułach, które mają znaczenie fundamentalne. Do tego dochodzą liczne wskazówki, zasada 5-3-5-3-5, geometria i stopnie fal, a także liczby Fibonacciego. Jednakże nad wszystkim czuwa natura, a dokładnie jej prawo ewolucji. I o tym fakcie zapomina wielu analityków, inwestorów czy też studentów. Niby wszystko jasne i oczywiste, jednakże nie dla wszystkich. Podobnie jak formacja AB, o której R.N. Elliott wspomina w swoich dziełach, a dzisiaj mało kto ma pojęcie o ww. strukturze.

Czemu prawo natury jest tak ważne z punktu widzenia analizowania rynków finansowych? Gdyż bez jego zaakceptowania i zrozumienia dalsze spoglądanie na wykresy instrumentów finansowych jest z góry skazane na porażkę. To tak, jakby za dnia jeździć z zielonymi blachami i wolantem w dłoniach, aby na noc połączyć swój wehikuł kablami z Bełchatowem. Niby wszystko jest OK, elektryk działa, ekokilometry mijają, szkoda tylko, że nie tak, jak chcieliby tego zwolennicy energii odnawialnej. Czy można być trochę eko, podobnie jak trochę w ciąży? I trochę jak Elliott?

To o czym jest to prawo natury? Analitycy, inwestorzy, youtuberzy, studenci, trenerzy lub też spekulanci oczywiście doskonale wiedzą, o co chodzi. No bo skoro korzystają z dorobku eWave, to muszą znać pryncypia i je akceptować. Niedopuszczalne jest to, aby posługiwać się narzędziem analizy technicznej bez zapoznania się z jego instrukcją. Gdyby tak się działo, to ww. analiza nie sprawdzałaby się. I tutaj pojawia się kolejny, poboczny wątek. Dla mnie, jako przedstawiciela szkoły analizy technicznej, ilościowej metody postrzegania rynków finansowych przez pryzmat behawioryzmu oraz ezoteryki, panująca opinia, że AT się nie sprawdza, jest mało komfortowa.

Według corocznych badań Stowarzyszenia Inwestorów Indywidualnych przysłowiowy Kowalski niechętnie podchodzi do inwestowania przy wykorzystaniu analizy technicznej. Z raportu za 2022 r. wynika, że jedynie 8,6 proc. respondentów uważa, iż AT ma największe znaczenie przy analizie instrumentów finansowych. Wynik wydaje się być porażający jak dla mnie, czyli osoby, która korzysta w miarę efektywnie z jej dorobku od dwudziestu lat. Na 100 aż 91 zawodników nie korzysta z technik szukania okazji inwestycyjnych na wykresach. Wygląda to na upadek analizy technicznej nad Wisłą. Chyba że pod uwagę weźmie się inne aspekty badania. Mianowicie, prawie połowa badanych jest na rynku mniej niż pięć lat. Nie jest podane, czy 55 miesięcy, czy pięć dni. Drugą, jakże ważną cechą badanej grupy inwestorów jest ich aktywność na giełdzie. Okazuje się, że średnio 80 proc. inwestorów inwestuje na okres powyżej jednego roku! Teoretycznie mogą oni przeprowadzić jedynie kilka transakcji w ciągu 52 tygodni, jak również ani jednej w ciągu roku. Pojawia się myśl, że skoro mniej niż jedna piąta inwestorów „gra aktywnie na giełdzie”, to nic dziwnego, że jedynie ośmiu na stu respondentów wykorzystuje analizę techniczną w poruszaniu się po parkiecie. To tak, jakby zapytać się bacy o najlepszą trasę do Międzyzdrojów – w końcu górale też jeżdżą na wakacje. Z automatu odpowiedź będzie skłaniała się ku schematowi A4–S3. Jednakże zawodowi kierowcy czy też lokalne społeczeństwo dostosują swoje codzienne wybory do aktualnego natężenia, wypadków, remontów, pory dnia i roku, kosztów przejazdu i wielu innych zmiennych. I zamiast prostego przepisu A4–S3 pojawia się jeszcze DK28, DK44, DK88, DK94, nie wliczając dróg wojewódzkich czy powiatowych.

Według mnie przyczyną niechlubnej sławy analizy technicznej jest w głównej mierze poziom, jaki reprezentują głosiciele AT. Posty, komentarze z wykresami i cała masa filmów na YT. Kto ma kamerkę i komputer, ten rządzi. Technicznie o tym, o tamtym i o niczym. Technika stała się czymś na wzór homeopatii lub też medycyny naturalnej. Domowe sposoby leczenia niezdarności na giełdzie – dr Technik pomoże. Skrócony przepis na analizowanie wykresów można znaleźć praktycznie wszędzie. A im krótsza instrukcja, tym nawet lepiej. Kreska tu, kreska tam, formacja z Fibo i do tego MACD. A jak pojawi się słowo „trzecia w piątej” czy „druga w czwartej”, to szansa na to, że słuchamy albo czytamy materiał autorstwa co najmniej docenta, rośnie wykładniczo. OK – każdy ma prawo do wyrażania swojej opinii, tylko niech za tym idzie konsekwencja, komplementarność i tzw. track record. Z prognozami bywa tak, że zanim się sprawdzą, słuchacze zdążą o nich zapomnieć. Niestety, więcej przykłada się uwagi do tego, aby było o nich głośno (prognozach, wizjach, opiniach, materiałach analitycznych), niż do tego, jak wyglądała sprawdzalność w przeszłości. I nie mówię tu o ostatnich tygodniach. Najlepiej, aby „track record” analiz wynosił kilka lat, dekadę albo i więcej. Przyjdzie weekend i nad tą kwestią można się będzie zastanowić podczas koszenia trawnika, zadając sobie pytanie: Dlaczego nasza trawa nie wygląda jak angielski dywan? Ponieważ w Londynie robią to codziennie od 500 lat...

Co to z tym prawem natury w końcu! Czy ja mogę poruszać ten temat dzisiaj? Jakie jest moje wyobrażenie o eWave? Zapewne nie takie, jakbym tego chciał. O teorii fal Elliotta napisałem jedynie stustronicową pracę magisterską. W 2003 r. wysłałem do „Parkietu” mój pierwszy materiał analityczny bazujący na zasadach eWave, a później redaktor zaprosił mnie do współpracy. Od 20 lat codziennie analizuję rynki finansowe. Uczelnia wydała moją książkę o analizie technicznej. W wolnej chwili prowadzę blog neidek.com, a z pasji od lat promuję ermanometrię na rynkach finansowych. I za każdym razem, jak mam użyć stwierdzenia w stylu piąta w pierwszej, to tysiąc razy się zastanawiam, czy mogę to uczynić. Dlaczego? Z prostego powodu. Aby dzisiaj pisać np. o fali nr 5, obowiązkiem analityka jest to, by oznaczyć WSZYSTKIE, ale to WSZYSTKIE dotychczasowe fale, począwszy od debiutu akcji na giełdzie, a skończywszy na obecnym momencie. I to zarówno w ujęciu dziennym, jak i intraday. Kto to robi? Szczerze mówiąc, nie znam żadnej osoby, która to czyni w ciągły i efektywny sposób. Nie to, że się nie da. Jak najbardziej da się, ważne, aby robić to z głową i szacunkiem do pana Ralpha. O ile na warsztat elliottowca może (a nawet musi!) trafić S&P 500, o tyle pochylanie się nad WIG20 to nic innego jak wsadzenie stopy w lufę armaty. Lekki postrzał nie wchodzi w rachubę. Nie wspominając o wykresach akcji blue chips.

Przestanę już państwa zamęczać i odpowiem, czym jest to prawo natury, tak beztrosko pomijane przez analityków technicznych. Według nature’s law indeks S&P 500 rządzi się tymi samymi prawami co natura. Rozwija się i ewoluuje, a po korekcie zawsze przychodzi wzrost i osiągnięcie wyższego poziomu. Tego nie doświadczy się na rynkach walutowych. Nie można analizować eurodolara pod kątem eWave, gdyż rozwój jednej z gospodarek oznacza degradację drugiej. I w efekcie, albo na Starym Kontynencie zniknie euro, albo w USA dolar. EUR/USD obrazuje relację dwóch cywilizacji, które rozwijają się zgodnie z naturą, ale ich porównywanie względem siebie za pomocą pary walut nie idzie po myśli eWave. Jeżeli ktoś z drogich czytelników sądzi inaczej, to byłbym bardzo wdzięczny o rozpisanie według 5-3-5-3-5 całej historii notowań eurodolara. Oczywiście czterdziestoletnie korekty płaskie nie wchodzą w rachubę. I proszę pamiętać o poprawnej pisowni, czyli z podwójnym „l” i „t”, aby się pan Elliott w grobie nie przewrócił...

I jeszcze jedno. Znakiem rozpoznawczym pasjonata eWave, obok odcisku palca oczywiście, powinien być S&P 500 eBlueprint – za ostatnie 100 lat wystarczy. Czy to w formacie .pdf czy .png albo skan papieru milimetrowego. Ganz egal. Pokaż mi swój elliottowski schemat fal dla jankeskiego indeksu, a powiem ci, kim jesteś.

Felietony
Wspólny manifest rynkowy
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Felietony
Pora obudzić potencjał
Felietony
Kurs EUR/PLN na dłużej powinien pozostać w przedziale 4,25–4,40
Felietony
A jednak może się kręcić. I to jak!
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Felietony
Co i kiedy zmienia się w rozporządzeniu MAR?
Felietony
Dolar na fali, złoty w defensywie