Zbyt dobre nastroje mogą doprowadzić do korekty

Początek lipca na rynkach finansowych przebiegał w nastroju niepewności. Po znakomitym I półroczu początek drugiego cechowała spora zmienność.

Publikacja: 13.07.2023 21:00

Piotr Kuczyński analityk, DI Xelion

Piotr Kuczyński analityk, DI Xelion

Foto: fot. P. Guzik/fotorzepa

Widać ją było wszędzie: na rynkach walutowych, akcji, surowców. Nic dziwnego, skoro zarówno polityka banków centralnych, jak i inne czynniki (na przykład geopolityka) stały pod sporym znakiem zapytania.

Teoretycznie rynki wyceniały z prawdopodobieństwem 85 proc. podwyżkę stóp w USA 26 lipca, ale dane makro docierające na rynki nie dawały sygnałów, które można by było uznać za prognozę dalszego ciągu polityki monetarnej Fedu. A przecież to właśnie decyzje Federalnego Komitetu Otwartego Rynku mają największy wpływ na globalne rynki finansowe.

Nawet miesięczne dane z rynku pracy opublikowane 6 lipca nie przekonały inwestorów, że Fed może spasować i zakończyć cykl podwyżek stóp. A przecież dane były (wreszcie) bardzo słabe. Amerykańska gospodarka w czerwcu dodała najmniej miejsc pracy od 30 miesięcy. Rynki zwróciły jednak uwagę na wzrost płac (mikroskopijny). Nawet to, że oczekiwano spadku czerwcowej inflacji CPI z 4 do 3,1 proc., nie pomagało.

Właściwie trudno się dziwić tym nastrojom, bo w USA dezinflacja rozpoczęła się już w lipcu 2022 roku, więc wysoka baza nie będzie pomagała w obniżaniu rocznej inflacji. Inaczej wygląda sytuacja na przykład w Polsce, gdzie dezinflacja ruszyła dopiero w marcu 2023 roku. Nie tylko Fed nadal emanuje jastrzębimi przesłaniami. Ostatnio Christine Lagarde, szefowa EBC, powiedziała, że wysokie marże firm i wzrost płac zmuszają bank centralny strefy euro do kolejnych podwyżek stóp.

Jakże różni się to od tego, co 7 lipca podczas konferencji prasowej mówił szef NBP. Po kolejnym utrzymaniu stóp na poziomie 6,75 proc. zapowiedział zakończenie cyklu podwyżek, co mnie nie dziwiło, ale jednocześnie bardzo często wspominał i chwalił wzrost płac realnych, który przecież w zwalczaniu inflacji nie pomoże. W 2024 roku płaca minimalna wzrośnie przynajmniej o 20 proc. (do 4300 zł w lipcu). Ekonomiści twierdzą, że to w minimalny sposób wpłynie na inflację, ale według mnie to nie jest prawda.

Przecież tak duże podniesienie płacy minimalnej będzie prowadziło do presji na podniesienie innych płac. Poza tym partie przed wyborami będą się ścigały z podarkami dla elektoratu, co też w 2024 roku będzie wpływało na wzrost inflacji. Prawdziwy test zobaczymy dopiero od marca 2024 roku, kiedy wysoka baza w coraz mniejszym stopniu będzie pomagała w obniżaniu inflacji.

Zgadzam się jednak, że stabilizacja, a wkrótce zapewne spadek inflacji miesiąc do miesiąca obniży oczekiwania inflacyjne Polaków, a to z kolei będzie w zwalczaniu inflacji pomagało. Prezes NBP na szczęście nie zapowiedział obniżki stóp już po wakacjach, ale dał nadzieję na taki ruch. Wielu obserwatorów rynku twierdzi, że taka przedwyborcza obniżka miałaby na celu pomoc rządzącym w wygraniu wyborów. Ja takiego przekonania nie podzielam.

Decyzje RPP (i innych banków centralnych) znajdują swoje przełożenie na zachowanie gospodarki trzy–cztery kwartały po podjęciu decyzji. Mówią to wszyscy ekonomiści. Tak więc decyzje podjęte przed wyborami będą miały wpływ na gospodarkę po wyborach. A chyba nie zakładamy, że Glapiński chce pomóc rządzącym po wyborach? Jeśli chodzi o obniżkę rat kredytów, to będą one weryfikowane raz na trzy lub sześć miesięcy, więc też przed wyborami nie będą miały wpływu na nastroje. Poza tym, jak prezes zapowiedział, teoretyczna obniżka byłaby bardzo mała (25 pb.).

Jest jeszcze czynnik psychologiczny: obniżamy stopy, bo tak dobrze udało nam się zwalczyć inflację. To też błąd w rozumowaniu. Jeśli we wrześniu inflacja zejdzie poniżej 10 proc. (uważam, że to jest prawie pewne) to obniżenie stóp z obecnego poziomu 6,75 proc. będzie mocno krytykowane przez olbrzymią większość ekspertów. Nawet ja, który popierałem utrzymywanie stóp na poziomie 6,75 proc., bardzo bym to krytykował. Tak więc taki ruch byłby bezsensowny, chociaż nie wykluczam, że do niego dojdzie.

Rynek walutowy na wypowiedzi prezesa NBP nie zareagował. Teoretycznie możliwość obniżki stóp powinna złotego osłabić, ale akurat tego dnia bardzo się umocnił, bo znacznie wzrósł kurs euro do dolara. Nawiasem mówiąc, kurs EUR/PLN był już bliski wygenerowania sygnału kupna euro, bo pokonanie poziomu 4,49 PLN generowałoby formacje podwójnego dna i byłoby właśnie takim sygnałem. Na tym rynku też widać zmienność, o której wspominałem na początku tekstu. Zakładam, że zakończymy rok ze złotym silniejszym niż obecnie, ale w tzw. międzyczasie może się zdarzyć korekta.

GPW też rozpoczęła lipiec w bardzo zmiennych nastrojach. Niepokoi mnie to, co zazwyczaj powinno niepokoić. W Polsce Indeks Nastrojów Inwestorów obliczany przez Stowarzyszenie Inwestorów Indywidualnych jest na poziomie najwyższym w historii. Podobne odczyty są w USA – indeks nastrojów podobnego stowarzyszenia (AAII) pokazuje, że liczba niedźwiedzi spadła do 24 proc. (średnia to 31 proc.), a indeks CNN (krańcowy strach – krańcowa chciwość) ciągle utrzymuje się na polu krańcowej chciwości.

W tej sytuacji, mimo że po posiedzeniu FOMC (26 lipca) i podczas publikacji raportów kwartalnych spółek w USA (początek 14 lipca) można oczekiwać letniej hossy, to takie nadzwyczaj pozytywne nastroje sygnalizują, że przejściowe ochłodzenie nastrojów jest bardzo prawdopodobne.

Felietony
30 lat z WIG20
Felietony
Co czeka rynek venture capital w Polsce?
Felietony
Dwie strony medalu
Felietony
Rozważając błędy młodości. I błędy w ogóle
Felietony
Trudne relacje
Felietony
Zmiana perspektyw polityki Fedu