Wstęp do letniej hossy?

Koniec I półrocza zapowiadał się spokojnie, gdyby nie to, że przez chwilę wypłynęło nam czarne łabędziątko. Była nim rosyjska tragifarsa, czyli bunt Jewgienija Prigożyna, który w dziwaczny sposób chciał zaoponować przeciwko rozwiązaniu jego prywatnej armii (Grupy Wagnera).

Publikacja: 29.06.2023 21:00

Piotr Kuczyński analityk, DI Xelion

Piotr Kuczyński analityk, DI Xelion

Foto: parkiet.com

Na szczęście bunt rozpoczął się w piątek późnym wieczorem. Na szczęście, bo rynki finansowe nie mogły zareagować. Ja już w sobotę przed południem wyrażałem publicznie opinię, stawiając duży znak zapytania nad tym, czy bunt przetrwa do poniedziałku, kiedy rynki ruszą. Przetrwał jedynie do sobotniego wieczora.

Oczywiście w tej sytuacji reakcji rynków nie było. Można się zastanawiać, co by się stało, gdyby sytuacja rozwinęła się w innym kierunku, ale nie ma to większego sensu. Niepokojące było to, że w polskim dyskursie politycznym według mnie zdecydowanie dominowała nadzieja nad analizą. Poza tym osłabienie Putina (tak uważa cały świat, co niekoniecznie musi być prawdą) prowadzić może do mocnej reakcji władz Rosji, która zamaże to wrażenie, co wcale by się nam nie spodobało. Odłóżmy to jednak na przyszłość, bo na razie rynki wzięły to niejako „w biegu”.

Dla funduszy inwestycyjnych bardziej liczył się właśnie koniec kwartału i półrocza. To często (poza Polską, gdzie takich efektów nie widać) jest powód do mocniejszego windows dressing, czyli podciągania kursów akcji po to, żeby lepiej prezentowały się półroczne wyciągi przedstawiane klientom. Tym razem też tak może być i problemy producentów chipów (możliwe w USA kolejne ograniczenie w eksporcie układów scalonych do Chin) na dłużej Wall Street nie powinny zaszkodzić.

Czytaj więcej

Piotr Kuczyński, DI Xelion: Korekta tak, ale nie zakończy rynku byka

Lipiec może być jeszcze na rynkach interesujący, bo potem, w sierpniu, niewiele się będzie działo. Cała Europa w sierpniu jest na wakacjach, a banki centralne odpoczywają. W lipcu są jednak daty, które warto odnotować. Miesięczne dane z rynku pracy w USA zobaczymy 7 lipca, 12 lipca zobaczymy amerykańską inflację, 14 lipca rusza sezon raportów kwartalnych amerykańskich spółek, a 26 lipca kończy dwudniowe posiedzenie Federalny Komitet Otwartego Rynku (FOMC).

Piszę o USA, a nie o polskiej Radzie Polityki Pieniężnej (posiedzenie 6 lipca), bo przecież doskonale wiadomo, co zrobi RPP (stopy bez zmian) i jedynie konferencja prasowa Adama Glapińskiego, prezesa NBP, może nieco ożywić to wydarzenie. Cały świat będzie dosłownie wisiał na ustach Jerome’a Powella, szefa Fedu. We wszystkich wypowiedziach Powell mówi o możliwych (jedna lub dwie) podwyżkach stóp. Mówi jednak też o tym, że wszystko zależy od danych makro. Dlatego dane z rynku pracy i o inflacji będą miały duże znaczenie.

Wall Street twardo nadal uważa, że Fed nie zrealizuje tych dwóch podwyżek. Mało tego, inwestorzy uważają, że w czwartym kwartale możliwe są obniżki stóp. Niewykluczone, że się mylą, na co zwracają uwagę analitycy Bank of America. Od czerwca bowiem (wtedy wyniosła 9,1 proc.) inflacja systematycznie spadała, docierając do 4 proc. (realne stopy procentowe są więc dodatnie – 5–5,25 proc.). Skoro baza spada, to tempo dezinflacji będzie malało, a nie jest wykluczone, że w styczniu 2024 roku lub nawet wcześniej inflacja wzrośnie.

Jest też nadal czynnik chiński. Świat finansów jest bardzo rozczarowany tempem tamtejszego ożywienia gospodarczego. Jednak w ostatnim tygodniu czerwca premier Chin Li Qiang powiedział, że po pierwsze, wzrost w drugim kwartale tego roku był wyższy niż w pierwszym, a po drugie, że rząd zastosuje bardziej efektywne środki mające na celu pobudzenie popytu wewnętrznego i szerzej otworzy chińskie rynki. To, jak od czasu do czasu piszę, jest zarówno plus, jak i minus. Szybszy rozwój gospodarki Chin pomoże wielu gospodarkom (na przykład niemieckiej, a tym samym i polskiej), ale utrudni walkę z inflacją.

Tego, jak inflacja będzie się zachowywała na przełomie roku, Jerome Powell w lipcu nie będzie wiedział, więc jak zwykle będzie musiał bazować na prognozach Fedu i ostatnich danych makro. Jeśli rynek pracy wreszcie pokaże oznaki słabnięcia, a inflacja CPI wyraźnie spadnie poniżej 4 proc., to, jak się wydaje, Fed nie będzie miał powodu do podnoszenia stóp.

Jednak nadal nie będzie ogłaszał końca cyklu podwyżek, bo przecież wiele danych pokazuje tak dobre nastroje (indeks zaufania konsumentów publikowany przez Conference Board jest najwyżej od 1,5 roku), że trudno mówić o istotnym skutku podwyżek stóp. Tak więc co prawda rynki będą z napięciem czekały na te dane i na wynik posiedzenia FOMC oraz konferencję Jerome’a Powella, jednak nie spodziewam się po tych wydarzeniach dramatycznego rozwoju sytuacji.

Tekst piszę na trzy dni przed końcem półrocza, kiedy sytuacja na rynkach zaczęła się nieznacznie poprawiać po dwutygodniowej korekcie (zarówno w USA, jak i w Polsce oraz Niemczech). Jakaś korekta była konieczna (i przeze mnie zapowiadana), bo przecież wszystkie obserwowane przeze mnie wskaźniki sygnalizowały nadmierny optymizm inwestorów, co zawsze rodzi korektę. Trudno jednak powiedzieć, czy ta poprawa sytuacji to tylko wynik windows dressing, o którym to procesie wyżej wspomniałem, czy coś poważniejszego.

Zakładam, że dopiero w okolicach sezonu raportów kwartalnych spółek w USA oraz posiedzenia FOMC, czyli w drugiej połowie miesiąca, zobaczymy wyraźniejszy ruch na rynkach. Można spojrzeć na wykresy i sprawdzić, że okres letni wcale nie jest dla rynków akcji zły. W dawnych czasach zachowanie indeksów określano nawet mianem letniej hossy. Tak może być i tym razem i dopiero wrzesień (statystycznie najgorszy miesiąc na Wall Street) będzie wyzwaniem dla obozu byków.

Felietony
30 lat z WIG20
Felietony
Co czeka rynek venture capital w Polsce?
Felietony
Dwie strony medalu
Felietony
Rozważając błędy młodości. I błędy w ogóle
Felietony
Trudne relacje
Felietony
Zmiana perspektyw polityki Fedu