Wciąż za dużo płynności w amerykańskich bankach?

Zamieszanie wywołane upadkiem dwóch regionalnych banków w Stanach Zjednoczonych oraz problemami szwajcarskiego giganta Credit Suisse wyraźnie przycichło.

Publikacja: 01.05.2023 09:20

Damian Rosiński makler papierów wartościowych, Dom Maklerski AFS

Damian Rosiński makler papierów wartościowych, Dom Maklerski AFS

Foto: fot. mat. prasowe

Indeksy giełdowe po załamaniu na początku marca, od ponad dwóch miesięcy mozolnie pną się do góry. Rentowności obligacji skarbowych, które w ubiegłym miesiącu doznały solidnego załamania, od kwietnia także zaczęły rosnąć. Stawki rynkowych stóp procentowych, na bazie których prognozowane są przyszłe ruchy Fedu, z etapu dyskontowania zakończenia cyklu podwyżek na posiedzeniu w marcu, przeszły do pełnego uwzględniania podwyżki o 25 pkt bazowych w maju i zaczynają widzieć realne szanse na przedłużenie cyklu na czerwiec (ok. 1/4 szans). Wszystko zatem zdaje się upływać w myśl ludowych prawideł „strachy na lachy”, „rozejdzie się po kościach”.

Tymczasem sytuacja w amerykańskim sektorze bankowym jest wciąż daleka od normalności. Przynajmniej tak to widzę. Nie musi to oznaczać głębokich problemów i konieczności wystąpienia większego kryzysu, ale sektor jest obecnie źródłem poważnej nierównowagi, która zaszkodzi największej gospodarce świata. A jeśli jej, to najpewniej odbije się to na aktywności w skali całego świata, w tym u nas.

Amerykańskie banki od początku roku doświadczają największego od półwiecza odpływu depozytów. Przyczyny są oczywiste. Pomimo systematycznego wzrostu stóp proc. banku centralnego, dochodzących już do 5 proc., oprocentowanie depozytów banków komercyjnych ledwo drgnęło z poziomu zera. Średnio wynosi dziś niecałe 0,5 proc., a więc 10-krotnie mniej niż stopa Fedu. W tym samym czasie fundusze pieniężne oferują klientom roczne zyski w wysokości 4,5 proc. i więcej.

Warto wiedzieć, że środki klientów banków nie zaczęły odpływać po bankructwie Silvergate’u i Silicon Valley Banku. Proces ten zaczął przyspieszać w styczniu, a w marcu, rzecz jasna, istotnie się nasilił. Od tego czasu nic się nie zmienia. Ucieczka pasywów postępuje w kierunku instrumentów oprocentowanych po stawkach rynkowych oraz innych alternatyw.

Co z tego wynika? Oprócz wspomnianego wzrostu aktywów funduszy pieniężnych Amerykanie znowu śmielej podchodzą do giełdy. Widać to po zachowaniu indeksów z Wall Street. Są w okolicach najwyższych poziomów od września. Do tego rentowności obligacji wciąż są relatywnie (za) nisko. Nie taki obrót spraw pragnie obserwować bank centralny, który prowadzi walkę z wysoką inflacją.

W tym kontekście na łamach „Parkietu” opisywałem w październiku wywiad, którego udzielił wiceszef Fedu Ch. Waller w odpowiedzi na sugestie o problemach płynnościowych. Mówił wówczas, że nie martwi się o płynność, bo gdyby faktycznie coś było na rzeczy, rynek nie przerzucałby codziennie wielkiej ilości pieniędzy na rachunki Fedu w ramach mechanizmu reverse repo (jednodniowe depozyty składane przez podmioty komercyjne w Fedzie pod zastaw obligacji skarbowych). A tak nadal się dzieje. Banki z USA, choć narzekają na pogarszającą się kondycję płynnościową, nie konkurują o dodatkowe środki przez wyższe oprocentowanie lokat.

Fed już wcześniej dawał zatem bankom do zrozumienia, że muszą podnieść stawki depozytów, by to zamroziło część środków prywatnych, a przez to ograniczyło popyt i inflację. Konkludowałem wówczas w tekście, że podwyżki stóp w USA będą dokonywane co najmniej na kolejnych trzech–czterech posiedzeniach (w marcu było czwarte), a obniżek w 2023 r. możemy się nie doczekać. Co do drugiej części wniosku wciąż nie ma pewności. A to dlatego, że decyzje w tej sprawie będą nagłe, tuż po tym, jak ujawnią się poważniejsze problemy gospodarki. A może to nastąpić zarówno jeszcze w tym roku, ale równie dobrze dopiero w przyszłym.

Niezmiennie twierdzę, że Ameryka nie uniknie recesji. Sytuacja wokół depozytów banków komercyjnych tylko mnie w tym utwierdza. Brak lokat, to brak kredytów. I to także zaczyna być widać w danych w skali kraju. Od marca akcja kredytowa spada (największy 1-tygodniowy zjazd od 2,5 roku), głównie u regionalnych banków. A to one odpowiadają na potrzeby małych, lokalnych firm, które generują gros zatrudnienia w USA.

Narodowe Zrzeszenie Niezależnych Firm (National Federation of Independent Businesses, NFIB), które od dziesięcioleci bada nastroje przedsiębiorców, już w marcu, czyli jeszcze przed pojawieniem się minikryzysu, wskazywało, że dostępność kredytów spadła do najniższego poziomu od ośmiu lat. W warunkach dalszego wysychania finansowania po marcu (także ze względu na wysokie stopy) amerykańska gospodarka nie może nie odczuć tego w skali makro.

Felietony
Tantiemy – sztuka zarabiania na cudzej kreatywności
Materiał Promocyjny
Tech trendy to zmiana rynku pracy
Felietony
Najgorętsza dekada od wojny
Felietony
Ślimacze tempo transpozycji
Felietony
Deregulacja? To nie takie proste
Materiał Promocyjny
Lenovo i Motorola dalej rosną na polskim rynku
Felietony
Omnibus – zamrażanie czasu
Felietony
Fundusze mogą rozwiązać dylematy inwestorów