Na co komu zabezpieczenie walutowe?

Takie pytanie mogliby zadać sobie polscy inwestorzy lokujący część oszczędności w aktywach zagranicznych w ostatnich latach. A takich inwestorów jest coraz więcej.

Publikacja: 25.03.2023 07:56

Imię Nazwisko zarządzający, Beta ETF

Imię Nazwisko zarządzający, Beta ETF

Foto: fot. mat. prasowe

Widać to nie tylko po rosnącym zainteresowaniu bardziej wyedukowanych inwestorów posiadających rachunki maklerskie i w coraz większym stopniu dokonujących transakcji akcjami amerykańskimi czy ETF-ami europejskimi. Tendencja ta jest również zauważalna w tradycyjnych funduszach inwestycyjnych, z których w dużej mierze korzystają oszczędzający z mniejszą wiedzą inwestycyjną.

Patrząc na wykresy walut zagranicznych w złotym, widać, że w ostatnich latach – w szczególności od momentu wybuchu pandemii – polski złoty systematycznie się osłabiał. Inwestując za granicą, korzystniej było więc zrezygnować z zabezpieczenia walutowego i poprawić stopę zwrotu dzięki zyskom na różnicach kursowych. Czy ten stan utrzyma się również w przyszłości?

Ja jakiejkolwiek prognozy w tym temacie się nie podejmę. To inwestor sam powinien sobie odpowiedzieć na pytanie, czy – wychodząc z inwestycjami poza Polskę – chce uzyskać jednocześnie ekspozycję na walutę zagraniczną czy też nie. Jakie są zatem zalety i wady zabezpieczenia walutowego? O zaletach opowiem poniżej. O wadach nie muszę, ponieważ są one aż nadto znane – rezygnacja z kolejnego poziomu dywersyfikacji inwestycji oraz dodatkowe koszty (szczególnie istotne w długim terminie).

Zasadniczą zaletą inwestowania w aktywa zagraniczne z jednoczesnym zabezpieczeniem ryzyka walutowego jest przejrzystość. Przejrzystość związana z inwestowaniem w PLN i osiąganiem wyrażonego w PLN wyniku z inwestycji na podobnym poziomie co inwestycja bazowa w samej walucie zagranicznej. Nie występują więc tutaj dodatkowe wahania wartości inwestycji z tytułu zmiany kursu walutowego. Cecha ta jest pożądana w szczególności w przypadku produktów dla mniej wyedukowanych inwestorów, dla których zrozumienie, czemu nic nie zarobili na funduszach akcji amerykańskich w 2017 roku, podczas gdy indeks S&P 500 wzrósł o kilkanaście procent, może być naprawdę trudne. Zapewne stąd też znakomita większość funduszy inwestycyjnych, zarządzanych dziś przez polskie TFI, zabezpieczenie walutowe stosuje cały czas, niezależnie od przewidywanych warunków rynkowych.

Nie jest jednak tak, że korzyści w zabezpieczeniu walutowym nie dostrzegą inwestorzy z większym doświadczeniem. Pomijając tych przekonanych co do dalszego osłabiania się polskiej waluty, pozostali inwestorzy mogą docenić szereg innych udogodnień. A najmniejszym z nich jest brak ponoszenia kosztów przewalutowania naszych oszczędności.

Znacznie ciekawszy argument może trafić do analityków technicznych. Inwestując za granicą, powinni oni bowiem analizować nie tylko interesujący ich wykres inwestycji bazowej, ale również wykres kursu walutowego. Znalezienie odpowiedniego momentu na wejście i wyjście z inwestycji może być wtedy problematyczne. Zainwestowanie w instrument z wbudowanym zabezpieczeniem walutowym ułatwia analizę – wystarczy skupić się jedynie na inwestycji bazowej.

Za zabezpieczeniem walutowym przemawia jednak nie tylko pragmatyzm, ale również statystyka. Przykładowo, korelacja pomiędzy stopami zwrotu indeksu akcji S&P 500 a stopami zwrotu odpowiadającego temu rynkowi kursu USD/PLN jest ujemna. Oznacza to, że inwestorzy oczekujący wzrostów na giełdzie mogą się spodziewać wyższej stopy zwrotu z inwestycji zabezpieczonej walutowo niż niezabezpieczonej (i odwrotnie w sytuacji bessy na rynku). Z kolei zabezpieczanie walutowe inwestycji w obligacje zagraniczne jest pożądane z innego powodu – ograniczenia wahań inwestycji. Inwestycję w obligacje zagraniczne możemy bowiem traktować jak dobrze oprocentowaną lokatę w walucie obcej. Z punktu widzenia zmienności taka inwestycja przyjmuje przede wszystkim zmienność kursu walutowego – zmienność niekiedy porównywalną z rynkiem akcji. A od inwestycji w obligacje nie tego przecież oczekujemy. Zabezpieczenie walutowe oznacza w tym wypadku większą stabilizację wyników inwestycji.

Warto również dodać, że z punktu widzenia stopy zwrotu i zmienności całego portfela inwestycyjnego nie ma jednak znaczenia, w której części portfela znajduje się inwestycja zabezpieczona walutowo. Zabezpieczenie walutowe można bowiem traktować jako swego rodzaju nakładkę na dowolną część portfela. Jeżeli więc chcemy mieć zabezpieczoną walutowo część obligacyjną portfela zagranicznego, ale nie mamy takiego produktu na rynku, wystarczy, że dokupimy instrument na zagraniczną część akcyjną, dla której takiego zabezpieczenia nie chcieliśmy zastosować. Efekt będzie taki sam, jak gdybyśmy kupili obligacje zagraniczne zabezpieczone walutowo i akcje zagraniczne bez takiego zabezpieczenia.

Dla inwestorów, którzy nie chcą zagłębiać się w analizę techniczną czy statystykę, a polegających na zdroworozsądkowym osądzie poziomów kursów walut, do gustu może przypaść znacznie prostsza strategia. Mianowicie, kupowanie inwestycji z zabezpieczeniem walutowym w momencie oceny, że kurs waluty jest wysoki, a w pozostałych sytuacjach kupowanie inwestycji bez zabezpieczenia walutowego.

Każdy z inwestorów może zatem chociaż rozważyć zastosowanie zabezpieczenia walutowego w swoim portfelu inwestycyjnym. Czy z niego skorzysta, to już zależy od jego preferencji, oczekiwań rynkowych, strategii inwestycyjnej, horyzontu inwestycyjnego, a także kosztów jego stosowania. Im bardziej pozytywnie jesteśmy nastawieni co do perspektyw polskiej gospodarki, im mniej pasywną strategię inwestycyjną stosujemy, czy im krótszy niż dziesiątki lat jest nasz horyzont inwestycyjny, tym większe prawdopodobieństwo, że przynajmniej w części portfela z tego zabezpieczenia walutowego faktycznie skorzystamy.

Felietony
Platformizacja usług finansowych: przyszłość branży w epoce AI
Felietony
Rentowności powinny spaść poniżej 5 proc.
Felietony
Nowa gigantomachia
Felietony
Czy hydrze inflacji odrośnie głowa?
Felietony
Informacja poufna powstająca etapami
Felietony
ETF-y na wznoszącej się fali