Znamienną kwestią jest wyraźna różnica w podjętych decyzjach i komunikatach wysyłanych przez dwa najważniejsze banki centralne – amerykańską Rezerwę Federalną i Europejski Bank Centralny. Zgodnej z oczekiwaniami rynków decyzji Fedu o podniesieniu stóp proc. o 25 pkt bazowych, do przedziału 4,50–4,75 proc., towarzyszyła, zinterpretowana jako gołębia, konferencja prasowa Jerome’a Powella. Prezes Fedu aż 11-krotnie użył na niej słowa „dezinflacja”, co rynki wzięły za dobrą monetę, rwąc się do kupowania akcji, sprzedaży dolara, podczas gdy rentowności obligacji zaliczyły spadek. Zdecydowanie nie o to chodziło amerykańskim decydentom w polityce pieniężnej. Ale o tym za chwilę.
Dzień później na konferencji po posiedzeniu EBC Christine Lagarde tego samego błędu już nie popełniła i na wszelki wypadek ani razu nie wypowiedziała magicznego słowa „dezinflacja”. Bank podniósł stopy o 50 pkt baz., a Lagarde jasno zapowiedziała kolejną podwyżkę w tym tempie w marcu i następne, przypuszczalnie w mniejszej skali, w II kwartale.
Decyzje i retoryka obu banków wskazują, po pierwsze, na różnice w cyklu koniunkturalnym między USA a Europą. Ma miejsce ok. trzy-, sześciomiesięczne opóźnienie w tym, co dzieje się z gospodarką za Atlantykiem, a co na Starym Kontynencie. Nic odkrywczego.
Po drugie, decydenci ze strefy euro wyraźnie bardziej obawiają się, że okres wysokiej inflacji może się wydłużyć. Albo że po spadku CPI w tym roku w kolejnych latach nadejdzie druga fala mocnych zwyżek cen. W sumie również nic nadzwyczajnego (i słusznie!), biorąc pod uwagę, w jakim stopniu Europa, a w jakim USA uzależnione są od importu surowców energetycznych i wrażliwe na to, co dzieje się w Ukrainie. Fed natomiast chyba na dobre uwierzył, że inflacja będzie spadać, i to szybko, wróci do celu i nie odrodzi w 2024 r.
Nawet jeśli rzeczywiście większość w gronie Fedu uważa, że dezinflacja to trwałe zjawisko, a gospodarkę USA czeka „miękkie lądowanie”, nie powinni teraz tego nawet sygnalizować. Priorytetem jest bowiem ujarzmienie dżina inflacji i uniknięcie utrwalenia oczekiwań cenowych, czemu służyć mają przecież podwyżki stóp procentowych. Wzmacniając obóz „soft landing”, Powell spowodował szkodliwe dla Fedu, dla USA, i w sumie dla nas wszystkich, pogłębienie rynkowych procesów stojących w sprzeczności z tą ideą.