Tym drugim można współczuć, choć warto też się zastanowić, co skłoniło je do ulokowania pieniędzy w tego rodzaju firmach. Była to rzecz jasna chęć osiągnięcia łatwego zysku – fakt, że banki oferują znacznie niższe odsetki nie skłonił ich do żadnej refleksji. Jednocześnie bez dwóch zdań padli oni ofiarą oszustwa. W takiej sytuacji natychmiast pojawiają się głosy, że jest to wina państwa, które zaniedbało swoje podstawowe obowiązki. W tym wypadku miałoby to być objęcie tych tzw. parabanków nadzorem finansowym oraz uniemożliwienie działania w razie oczywistego oszustwa.
Tu pojawia się kilka pytań. Po pierwsze, na ile instytucje państwowe są w stanie wyręczyć obywatela w myśleniu i na ile to wyręczanie przekształci się w ubezwłasnowolnienie. Drugie pytanie, natury mniej filozoficznej, a bardziej praktycznej dotyczy zdolności państwa do zapobiegania takim sytuacjom.?Główny zarzut stawiany w związku z Amber Gold instytucjom państwa związany jest bowiem z biernością podważającą zaufanie obywateli do nich. Tak naprawdę jednak to jedną z przyczyn „sukcesów" przedsięwzięć w rodzaju Amber Gold jest wiara obywateli we wszechogarniającą kontrolę państwa. Kontrolę, której tak naprawdę nie ma i nie powinno być. Jasne określenie, gdzie kończy się nadzór rządu, być może skłoniłoby obywateli do głębszej analizy zawieranych umów. Tymczasem obywatel czuje się bezpieczny wśród instytucji chroniących jego interesy: Komisji Nadzoru Finansowego, UOKiK, rzecznika praw konsumenta. Zwolennicy wzmocnienia kontroli nad rynkiem finansowym źródła problemów upatrują natomiast nie w iluzji poczucia bezpieczeństwa, ale w lukach w systemach kontroli i zbyt liberalnych regulacjach. „Gdyby tylko Amber Gold był nadzorowany przez KNF", wzdychają.
Śmiem twierdzić, że nic by to nie zmieniło. Tak się bowiem składa, że bardzo dokładnie i z każdą nową regulacją coraz dokładniej nadzorowaną branżą są fundusze inwestycyjne. Tu Komisja Nadzoru Finansowego ma wszelkie dostępne środki, aby w zarodku ukrócić nieprawidłowości, i nie musi ograniczać się do umieszczania ostrzeżeń na stronie internetowej. Na początku wskazałem, że wielokrotnie wyższe obiecywane oprocentowanie lokat w Amber Gold powinno dać do myślenia potencjalnym klientom. Cudów bowiem nie ma. W tym właśnie miejscu zwolennicy regulacji podnoszą argument, że po to są eksperci w nadzorze, aby takie patologie identyfikować i likwidować w zarodku. Niestety, doświadczenie podpowiada mi, że to nie będzie działało.
Przykładem niech będzie, także niedawna, sprawa funduszy gotówkowych i pieniężnych, które popadły w kłopoty przez inwestowanie w obligacje korporacyjne, m.in. firm budowlanych. Fundusze te dawały stopy zwrotu nieraz i trzykrotnie wyższe niż stopy procentowe rynku pieniężnego. Nikogo nie skłoniło to do refleksji – wręcz przeciwnie. Powszechnie uznawana i jedyna na polskim rynku firma zajmująca się analizą funduszy inwestycyjnych przyznawała tym funduszom najwyższe oceny! KNF także jakoś niespecjalnie dziwiło, że fundusze gotówkowe, bazujące na instrumentach rynku pieniężnego, przynoszą stopy zwrotu zbliżone do tych obiecywanych przez Amber Gold. Dla każdego, kto ma stosowne kompetencje w zakresie rynków finansowych, było oczywiste, że coś jest nie tak i kłopoty są tylko kwestią czasu.
Cudów bowiem, powtórzę, nie ma. Kilkunastoprocentowe stopy zwrotu z funduszy gotówkowych i pieniężnych są przy obecnych poziomach stóp procentowych w Polsce po prostu nieosiągalne, co oznacza, że fundusze te ponosiły znacznie większe ryzyko niż specyficzne dla rynku pieniężnego. I ryzyko to niestety dało o sobie w końcu znać. Ryzyko stopy procentowej, niskie w prawdziwych funduszach pieniężnych, to jedno, ryzyko kredytowe, jakim obciążone są obligacje korporacyjne chętnie kupowane przez byłych liderów rankingów, to zupełnie co innego. Kwestie te składają się na elementarz finansowy.