Raczej jednogłośnym wnioskiem było wskazanie na konieczność wzmocnienia nadzoru nad rynkami finansowymi i funkcjonującymi na nich instytucjami. Przyjęła się teza, że za kryzys odpowiada w decydującym stopniu lekkomyślność banków i nadmierna pazerność ich przepłacanych zarządów.

Jednym słowem, szeroka publiczność odkryła kolejną niedoskonałość mechanizmów rynkowych. Jak wiadomo, jedynym lekiem na niedomagania rynku jest stworzenie regulacji, które w odpowiedni sposób zabezpieczą interesy jego uczestników. Historia pokazuje, że rynek stara się znaleźć luki w ograniczeniach i w rezultacie trzeba powoływać do życia nowe przepisy i urzędy je egzekwujące. Brak zaufania do mechanizmów rynkowych jest dość powszechny, zazwyczaj wynika on z niewiedzy. Tymczasem zjawiska samoregulowania się systemów nie są czymś niespotykanym. Podczas wakacyjnej podróży po Italii nasunęło mi się skojarzenie mechanizmów kierujących rynkami z ruchem drogowym.

Na pierwszy rzut oka wydaje się, że bez przepisów regulujących zasady poruszania się po  drogach, stałyby się one miejscem bardzo niebezpiecznym, bardziej niebezpiecznym niż obecnie. Miałem okazję poruszać się samochodem po włoskich drogach, w tym także niezwykle wąskich, krętych uliczkach miast rozlokowanych na wzgórzach wokół Florencji. Wszystkie one były dwukierunkowe i stanowiły jednocześnie chodniki i parkingi, mimo że nieraz wydawało się, że trzeba będzie złożyć lusterka, aby przejechać. Wyminięcie się dwóch samochodów było możliwe tylko wyjątkowo. Ku mojemu zaskoczeniu ruch odbywał się bardzo sprawnie i bezkonfliktowo. Zaskoczenie było tym większe, że jedynymi znakami były w zasadzie tylko informacje o dużym nachyleniu drogi lub ostrzeżenia o szczególnie ostrych zakrętach. Ruch regulował się sam, kierowcy zmuszeni byli do zachowania najwyższej uwagi i ostrożności. Gdyby spróbować uregulować ruch na tych malowniczych uliczkach ścisłymi zasadami, zamarłby on na wielu całkowicie, bo po prostu nie spełniają wymogów dotyczących szerokości pasa ruchu,całe zaś połacie miasteczek zostałyby skutecznie odcięte od reszty świata. Jedynie zdrowy rozsądek kierujących i ich chęć dotarcia do celu zapewniają sprawny transport w sytuacji, w której szczegółowe regulacje mogłyby tylko pogorszyć sytuację. Podobnie ma się, moim zdaniem, rzecz z regulowaniem rynków finansowych.

Wracając do ruchu drogowego warto przypomnieć Hansa Mondermana, holenderskiego inżyniera ruchu drogowego. Uważał on, że czasami „mniej znaczy więcej". Jego sztandarowym projektem było główne skrzyżowanie w miejscowości Drachten. Jest to rodzaj placu, po którym wspólnie poruszają się pojazdy i piesi. Powstał on w miejsce ruchliwego i niebezpiecznego skrzyżowania, ze znakami i sygnalizacją świetlną. Nowe rozwiązanie dało zaskakujące efekty: przepustowość wzrosła o 30 proc., przeciętna prędkość spadła o połowę i skończyły się wypadki drogowe. Oprowadzając zainteresowanych Monderman prezentował skuteczność rozwiązania w ten sposób, że przechodził przez środek skrzyżowania tyłem i z zamkniętymi oczami. Ruch sam dostosowywał się, umożliwiając mu dotarcie na miejsce bez szwanku. Kluczem do skuteczności tego rozwiązania jest usunięcie wszelkich znaków regulujących ruch, łącznie z pasami oddzielającymi pasy ruchu. Zdaniem Mondermana wszystkie te znaki i światła tworzą złudne poczucie bezpieczeństwa, a użytkownicy dróg przestają myśleć, zdając się całkowicie na regulacje...

W artykule w „New York Times" zacytowano dwa jego stwierdzenia, które doskonale moim zdaniem można odnieść do prób jeszcze lepszego uregulowania rynków finansowych. Pierwsze dotyczyło znaku drogowego ustawionego gdzieś w Holandii, wśród pastwisk, ostrzegającego przed krowami. Monderman spytał retorycznie: „A czego się tu spodziewali, kangurów?" i dodał „Jeśli traktują cię jak kompletnego idiotę, zaczynasz zachowywać się jak idiota." Drugie związane było z prośbą rodziców o poszerzenie drogi do szkoły, bo była zbyt wąska, aby zmieściły się ich duże samochody. Monderman odmówił, stwierdzając: „Nie zamierzam ingerować w to, jaki kto kupuje samochód, ale ten ktoś nie powinien oczekiwać, że rząd rozwiąże problem związany z jego wyborem". Nic dodać, nic ująć.