Walka z Fedem może się opłacić

Profesjonalni inwestorzy zawsze muszą w pewien sposób uzasadnić zakup akcji. Wraz ze wzrostem cen jest o to coraz trudniej, ale bardzo często z pomocą przychodzą rodzące się co pewien czas nowe teorie, które logicznie uzasadniają potrzebę posiadania akcji.

Aktualizacja: 14.02.2017 21:21 Publikacja: 30.10.2012 05:00

Łukasz Bugaj, analityk, DM BOŚ

Łukasz Bugaj, analityk, DM BOŚ

Foto: Archiwum

Nadzwyczaj często owe teorie pojawiają się u szczytu trendu, gdy racjonalny inwestor powinien szukać sposobu na redukcję swojego zaangażowania w akcje, zmianę kompozycji swojego portfela lub nawet rozpoczęcia gry na spadki.

Teoria goni teorię

Przykładów nie trzeba szukać?daleko. Otóż z początkiem 2008?r. popularna stała się teoria decouplingu, zgodnie z którą kryzys na amerykańskim rynku subprime nie miał objąć swoim zasięgiem gospodarek wschodzących, a przez to ich rynki akcji miały zostać dobrym schronieniem przed możliwą zawieruchą. Inwestorzy, którzy zaufali takiemu rozumowaniu po roku mogli tylko liczyć krociowe straty. Czy teraz można znaleźć podobną niekoniecznie dobrze rokującą teorię? Otóż tak i związana jest ona z ilościowym luzowaniem tak ochoczo przeprowadzanym nie tylko przez Fed, ale również Bank Anglii czy Japonii oraz potencjalnie w przyszłości EBC. Mówi ona, że inwestorzy są bezpieczni, inwestując w środowisku ciągłego kreowania nowego pieniądza, a tyczy się to przede wszystkim Stanów Zjednoczonych, gdzie gospodarka prezentuje się najlepiej spośród wszystkich głównych bloków gospodarczych. Można spotkać wiele nazw tego zjawiska. USA nazywane są „najczystszą z brudnych koszul" czy „najlepiej wyglądającym domem w złym sąsiedztwie". Do tego zgodnie z najnowszą teorią o nazwie „Grand Disconnect" nie ma sensu przejmować się potencjalną słabością gospodarki amerykańskiej, gdyż druk pieniądza i tak będzie prowadził do wyższych cen aktywów. Tak przecież było za czasów QE1, potem QE2, a teraz QE3. Nie trzeba więc nawet się martwić o słabość gospodarczą, gdyż Fed pomoże. Ponadto ostatnia runda nie ma ustalonej daty zakończenia, więc perspektywy dla rynku muszą być świetlane. Przecież stara giełdowa maksyma „nie walcz z Fedem" każe kupić amerykańskie akcje.

Gdzie jest granica

Spróbujmy się zastanowić, czy takie zachowanie jest aktualnie racjonalne. Otóż wydaje się, że niekoniecznie. Istnieje granica, do której łagodna polityka monetarna pomaga wycenom ryzykownych aktywów, poza którą dodatkowe pompowanie płynności niewiele już daje. Wydaje się, że właśnie zbliżyliśmy się do tego limitu. Warto choćby przytoczyć mało znany wskaźnik powstały z podzielenia indeksu S&P500 przez rentowność amerykańskich obligacji dziesięcioletnich. Aktualnie jest on oddalony o ponad cztery odchylenia standardowe od średniej z ostatniej dekady, co mówi mniej więcej tyle, że dalsze stymulowanie na niewiele może się zdać. Ponadto przemilczany jest fakt, że dotychczas rynki pozytywnie odbierały kolejne rundy luzowania, gdyż pozwalały na to zwiększające się zyski spółek. Docieramy jednak do krańca możliwości dalszego zwiększenia zyskowności amerykańskich przedsiębiorstw.

Warto w tym miejscu przytoczyć kilka faktów. Otóż znaleźć można przede wszystkim dwa źródła wysokich zysków korporacji w USA. Jednym z nich są najwyższe w historii marże ustanowione poprzez cięcie kosztów. Drugim z kolei jest eksport i znajdowanie rynków zbytu poza granicami. Pierwszy z tych filarów już runął, gdyż doszliśmy do granicy, za którą ciężko o nowe oszczędności, a marże osiągnęły swój najwyższy poziom z początkiem roku i od tamtego czasu już się nie zwiększają. Ponadto eksport, który aż w 45 proc. kontrybuował do zwyżki amerykańskiego PKB, dostaje zadyszki gdy reszta świata wyraźnie zwalnia. Nie można więc mówić, że USA są uniezależnione od globu i dalej mogą samotnie się rozwijać. Fałszywość teorii decouplingu już przecież doświadczyliśmy.

Istnieje granica, do której łagodna polityka monetarna pomaga wycenom ryzykownych aktywów. Poza nią dodatkowe pompowanie płynności niewiele już daje

Trwający sezon wyników amerykańskich spółek wyraźnie pokazuje zagrożenia opisane powyżej i akcjonariusze na to reagują. Błędem jest więc zakładanie, że ceny akcji mogą zyskiwać w nieskończoność, pod warunkiem że Fed dalej będzie stymulował wzrost.

Szansa dla Polski

Śledząc ostatnie 110 lat historii gospodarczej USA można stwierdzić, że średnia faza ekspansji zajmuje 45 miesięcy. Aktualnie trwające ożywienie rozpoczęło się dokładnie 42 miesiące temu, więc niemalże idealnie wpisuje się w historyczną średnią, ponadto może się chylić może ku końcowi. Bodźcem, który pchnie Amerykę ku recesji jest spowolnienie ewidentnie widoczne w innych częściach świata, na czele z Europą. Warto tutaj przytoczyć ostatnio widzianą słabość spółek technologicznych na Wall Street. Nasdaq jako pierwszy wszedł w obecnie trwającą korektę, a powodem jest fakt, że aż 55 proc. przychodów spółek tego sektora pochodzi spoza USA.

Jeżeli miałbym rację i USA nie minie recesja, to ciężko będzie o kontynuację hossy za oceanem. Owszem, można na to liczyć, ale prawdopodobieństwo takiego obrotu sprawy wynosi nie więcej niż 20 proc. Okazuje się bowiem, że podczas zaledwie trzech z ostatnich 15 recesji rynek akcji nie doświadczył cyklicznej bessy. Mowa o latach 1980, 1945 oraz 1926–1927. Ciężko liczyć na podobną powtórkę również teraz, szczególnie że będąc w strukturalnej bessie, nie powinniśmy liczyć na szybkie pokonanie szczytów z 2007 r., a o ich bliskości nie trzeba nikomu przypominać.

Czy taki negatywny scenariusz dla USA oznacza również słabość rynków w Europie? Niekoniecznie. Stary Kontynent już jest w recesji, która dopiero puka do bram Ameryki. Wydaje się bowiem, że kapitał by być bezpiecznym nie powinien faworyzować Wall Street, ale wybrane parkiety w Europie, które są zdecydowanie tańsze i dla których przyszły rok wcale nie musi się rysować w czarnych barwach. Polska może być jednym z tych parkietów.

Felietony
Wspólny manifest rynkowy
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Felietony
Pora obudzić potencjał
Felietony
Kurs EUR/PLN na dłużej powinien pozostać w przedziale 4,25–4,40
Felietony
A jednak może się kręcić. I to jak!
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Felietony
Co i kiedy zmienia się w rozporządzeniu MAR?
Felietony
Dolar na fali, złoty w defensywie