W ostatnim październikowym Monitorze Fiskalnym MFW podaje, że na koniec roku amerykański dług publiczny brutto osiągnie poziom około 107,2 proc. PKB. Porównując tę wielkość do największych zadłużonych europejskich gospodarek, oznacza to wynik lepszy niż w przypadku Włoch (126,3 proc.), ale znacznie gorszy niż zadłużenie Hiszpanii (90,7 proc.). Równocześnie w tym samym okresie MFW spodziewa?się, że deficyt budżetowy Stanów Zjednoczonych pozostanie większy niż Hiszpanii i Włoch (odpowiednio 8,7, 7,0 i 2,7 proc.). A, co gorsza, Amerykanie nadal będą zaciągać pożyczki za granicą. Deficyt na rachunku obrotów bieżących pokazuje, jak dużo środków inwestorzy zagraniczni i banki centralne pożyczają co roku Amerykanom. A ponieważ USA są największym dłużnikiem świata, występują u nich tzw. bliźniaczy deficyt. Występowanie obu tych deficytów, na rachunku bieżącym oraz budżetu, było ściśle związane ze znaczną deprecjacją dolara w drugiej połowie lat 80. ubiegłego wieku.
Obecnie kombinację tych negatywnych dla dolara czynników może przybliżyć nadchodzący nieuchronnie klif fiskalny i wygasający z końcem roku limit zadłużenia. Klifem fiskalnym określane jest wejście w życie od początku przyszłego roku automatycznych podwyżek podatków i cięć wydatków. Istnieje niebezpieczeństwo, że inwestorzy zagraniczni finansujący deficyt obrotów bieżących USA mogą zacząć się zastanawiać, czy nie należy się spodziewać gwałtownego spadku wartości dolara. Pomimo takich obaw nie sądzę, aby klif fiskalny i wygasające limity zadłużenia wywołały poważny kryzys dolara.
Paradoksalnie, uważam za bardziej prawdopodobne, że im dolar będzie bardziej zyskiwał na wartości, tym głębszy będzie kryzys fiskalny w USA. Takie zachowanie – dolar mocniejszy pomimo zawirowań w amerykańskiej gospodarce – było już obserwowane w przeszłości. Na przykład, gdy agencja Standard & Poor's w sierpniu ub.r. obniżyła rating kredytowy Stanów Zjednoczonych lub po upadku banku Lehman Brothers we wrześniu 2008 r. Istnieje wiele przyczyn tego zjawiska.
Po pierwsze, potężnym czynnikiem wspierającym dolara jest status bezpiecznych przystani przypisany do amerykańskich aktywów. Wystarczy choćby porównanie rozdrobnionego rynku długu rządowego w strefie euro ze stanowiącym monolit amerykańskim rynkiem rządowych papierów dłużnych, który ma znacznie większą płynność i jest o wiele głębszy. Jeśli debata nad klifem fiskalnym doprowadzi do wielu negatywnych reakcji na globalnym rynku aktywów podobnych do doświadczeń z 2011 r., płynność rynku stanie się niebagatelnym atutem.
Po drugie, jeśli USA ostatecznie zostaną zmuszone zacisnąć pasa, największy negatywny wpływ może być odczuwalny poza granicami USA. Stanie się tak, ponieważ wzrost w wielu krajach opiera się na eksporcie do USA, a Amerykanie przestaną w końcu żyć ponad stan.