dr Joanna Róg Dyrda, senior associate w kancelarii Prof. Wierzbowski i Partnerzy
Podjęcie prac nad Strategią Rozwoju Rynku Kapitałowego spotkało się z powszechnym poparciem. W ciągu ostatnich tygodni uwaga została zdominowana przez inne problemy i kwestia strategii przesunęła się na dalszy plan. W rzeczywistości cisza ze strony twórców projektu strategii wynika z analizowania wielkiej liczby uwag, które otrzymali do projektu ze strony organizacji rynku kapitałowego, ministerstw, a nawet osób prywatnych. Uwagi te dostępne są na stronie Ministerstwa Finansów. Nie próbując ich podsumowywać, już po niewielkiej lekturze widać, że zmierzają one często w różnych kierunkach, co jest efektem rozbieżności interesów zgłaszających. Zwiększona ochrona jednego uczestnika rynku musi mieć miejsce kosztem innego uczestnika.
Przygotowywanie strategii nie zatrzymało prac legislacyjnych dotyczących rynku kapitałowego. Cały czas procedowana jest nowelizacja ustawy o ofercie publicznej. Nastąpiły też ważne zmiany w KNF. Niektóre z istotnych problemów podniesionych w strategii są podejmowane odrębnie, jak choćby kwestia losu aktywów zgromadzonych w OFE.
Projekt zawiera liczne propozycje nowych rozwiązań. Strategia usiłuje zaradzić ujawnionym słabościom naszego rynku. W pewnym momencie można było odnieść wrażenie, że rynek uznaje za najważniejsze ustanowienie pełnomocnika ds. wdrożenia strategii (lub ds. rynku kapitałowego) jako lidera. W tę stronę szły wypowiedzi prezesa Izby Domów Maklerskich i artykuł w „Parkiecie" autorstwa red. Pruska. Różne proponowane działania nie dadzą jednak efektu, jeżeli nie zwiększy się chęć inwestowania na GPW. Motywacją inwestycji jest zysk. Żadne zmiany nie zapewnią inwestycji, a co za tym idzie rozwoju rynku, gdy nie będzie zysku. Stąd dystrybucja zysku generowanego przez największe spółki jest istotna dla całego rynku. Dotyczy to także spółek kontrolowanych przez państwo, które cały czas odgrywały i odgrywają istotną rolę na rynku. Druga kwestia to utrzymanie dotychczasowego kursu zwiększonej represyjności systemu. Wysokość możliwych kar oraz nie zawsze precyzyjne opisy sytuacji, które mogą prowadzić do naruszenia prawa, działają odstraszająco, ale nie tylko w kierunku przestrzegania prawa, lecz też niestety w ogóle podejmowania czy kontynuacji działalności na rynku kapitałowym. To połączone z zmniejszoną perspektywą osiągnięcia korzyści pociąga za sobą odpływ emitentów oraz inwestorów z tego rynku. Temu właśnie też powinna zaradzić strategia. Na pierwszy rzut oka zwiększona represyjność płynie w dużym stopniu z instytucji Unii Europejskiej, trudno zresztą zrozumieć, dlaczego np. Parlament Europejski lubuje się w akcentowaniu odstraszającego efektu sankcji. W rzeczywistości na rynkach zagranicznych sankcje stosowane są rzadko i w umiarkowanym wymiarze. Z publikacji ESMA wynika, że np. w Niemczech w 2017 r. nadzór nad rynkiem nałożył za manipulację kary w łącznej wysokości 12 tys. euro . Choć nasz rynek jest mniejszy i biedniejszy, to kwota kar nałożonych w Polsce jest znacznie wyższa.
Oprócz represyjności w wymiarze europejskim funkcjonują nasze własne, rożnie oceniane wynalazki, czego przykładem jest słynna lista ostrzeżeń publicznych. Wpis na nią towarzyszy zawiadomieniu o możliwości popełnienia przestępstwa, co bynajmniej nie oznacza, że takowe miało miejsce. Strona dowiaduje się o wpisie, kiedy zauważa swoją nazwę na liście, i choć zarzuty mogą być dyskusyjne, nie ma możliwości usunięcia z tej listy do czasu prawomocnego zakończenia postępowania karnego. Tu problemem jest mała precyzyjność naszego prawa. Stąd pomoc w nawiązaniu kontaktów z inwestorami bywa traktowana jako nielegalna działalność maklerska i kwalifikowana jako przestępstwo, udzielanie pożyczek jako nielegalna działalność bankowa, wymiana waluty po ustalonym z góry kursie jako oferowanie instrumentów finansowych. Jednocześnie banki i inne instytucje, działając z inspiracji nadzoru, czują się zobowiązane do oceny ryzyka posiadania klienta, który znalazł się na liście ostrzeżeń. Niestety, kończy się to niejednokrotne wypowiedzeniem umów. Reputacja na rynku kapitałowym ma niezwykłą wartość, lista niszczy tę reputację, często trwale, bo fakt umieszczenia na liście przez komisję pozostaje w ludzkiej pamięci. Już sama jej nazwa – „ostrzeżenia publiczne" – wskazuje, że mamy do czynienia z niebezpieczeństwem, zapewne kontaktów z osobami czy instytucjami wymienionymi na liście. Pojawiają się zresztą teraz także pomysły, by komisja prowadziła rejestr „podejrzanych" domen i posiadała instrumenty blokujące strony internetowe prowadzone przez podmioty, które znalazły się na liście ostrzeżeń publicznych. Faktycznie może to doprowadzić do ograniczenia wykonywania działalności przez te podmioty.