Bywa, że w celu prostego zaprezentowania swoich koncepcji ekonomiści wykorzystują symbole. Szczególne pole do kreatywności w tym względzie stwarzają recesje. Można bowiem tworzyć różne ścieżki wyjścia z nich, a to w kształcie litery V, czasem W, innym razem U czy L. Niedawno do tego kryzysowego alfabetu dołączyła literka K. Ma ona symbolizować takie odbicie, w którym po gwałtownym załamaniu część sektorów wchodzi na ścieżkę szybkiego i mocnego odbicia (ramię K wzniesione do góry), ale równocześnie inne wpadają w trwały trend spadkowy (ramię K skierowane w dół).
Litera K jest całkiem zgrabną ilustracją oczekiwań co do odbicia koniunktury. Dla mnie jednak jest ona także symbolem dwóch innych procesów. Po pierwsze głębokich zmian strukturalnych w społeczeństwach i gospodarkach, jakie zapoczątkowała pandemia (nieco już o nich pisałem w „Pandemia, roboty i nowy system społeczno-gospodarczy", „Parkiet", 5 maja 2020 r.), pojawiania się nowych rozwiązań, instytucji oraz równoczesnego wymierania innych. Po drugie litera K dobrze symbolizuje także proces szybkiego różnicowania sytuacji poszczególnych krajów w perspektywie nadchodzących lat – choć wszyscy doznali szoku, dla jednych stanie się on okazją, by „wystrzelić", dla innych zaś przełoży się na cywilizacyjny regres. Obydwa te wątki – zmian strukturalnych i sytuacji poszczególnych krajów – są ze sobą ściśle powiązane. Ci, którzy szybko się zorientują, że zachodzące zmiany mają głęboki charakter strukturalny, znajdą się w gronie wygranych. Ci zaś, którzy uznają, że celem jest to, by „przywrócić starą normalność", popadną w regres.
W tym kontekście pojawia się pytanie o politykę gospodarczą, potrzebną do tego, by w średnim terminie znaleźć się na górnym ramieniu litery K, na trajektorii ekspansji i rozwoju. Patrząc na podejmowane w różnych krajach działania, dość powszechnie uznaje się, że polityka ta powinna koncentrować się na dwóch elementach: i) na zapewnianiu płynności firm oraz ii) inwestycjach publicznych. To istotne elementy układanki w krótkim okresie, ale już z punktu widzenia średnio- i długofalowej perspektywy nie najważniejsze. Co więcej zbyt długie hibernowanie gospodarki (firm i branż) poprzez „zalewanie ich pieniędzmi", to prosta droga do tego, by zmiany strukturalne przegapić, a nawet je uniemożliwić. Z kolei koncentrowanie się na inwestycjach publicznych, może paradoksalnie zaciemnić obraz – koniunktura trochę się poprawi i politycy szybko uznają, że ich zadanie zostało już wykonane.
Tymczasem w sytuacji, jaką mamy, kluczowym obszarem, wymagającym skutecznej odpowiedzi polityki społeczno-gospodarczej jest kwestia wiedzy i kompetencji. Szybko rozwijające się i nowo powstające firmy i sektory będą wymagać innego zestawu wiedzy/kompetencji niż te, które są dziś powszechnie dostępne. Z kolei zapotrzebowanie na te powszechnie dostępne kompetencje będzie szybko spadać. Jeśli tego problemu się nie zauważy i nie zaadresuje, to w gospodarce niemożliwe stanie się osiągnięcie optimum. Z jednej strony nowoczesne i innowacyjne firmy nie będą w stanie pozyskać potrzebnych pracowników, co ograniczy ich rozwój. Z drugiej wśród pracowników rosnąć będzie rzesza tych, których kompetencje okażą się niewystarczające, by znaleźć dobrze płatną i satysfakcjonującą pracę. Jednym słowem zaniedbanie kwestii kompetencji to najprostszy przepis na gospodarczy i społeczny regres.
By nie być gołosłownym, warto przywołać kilka liczb z analizy McKinsey „The future of work in Europe". I tak do 2030 r. zapotrzebowanie na tak zwane podstawowe umiejętności poznawcze (np. wprowadzanie danych, prosta ich obróbka itp.) spadnie w Europie o blisko 30 proc. Spadek zapotrzebowania na pracę fizyczną i manualną ma z kolei wynieść blisko 20 proc. Wzrost natomiast zostanie odnotowany, jeśli chodzi o kompetencje techniczne i technologiczne (zaawansowane umiejętności w zakresie IT, badań naukowych itd.) oraz społeczne i emocjonalne (umiejętności interpersonalne, empatia, uczenie/szkolenie innych itp.). I będą to zwyżki bardzo duże, w pierwszym przypadku o blisko 40 proc., a w drugim o 30 proc.